Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Październik 2007

Tyoplye Klyuchi

Dawno nic nowego sie nie pojawialo, lecz ku temu powody byly. Krotkie informacje wyjasniajace w podstronie Tyoplye Klyuchi:) Jest tam obecnie sprawozdanie z wersji jesiennej (14.10.2007), natomiast niedlugo pojawi sie dopisek o wersji zimowej (21.10.2007).  Moge powiedziec ze kilka centymetrow robi roznice, w tym wypadku sniegu.  Biszkek ma nadal problemy z netem, wiec nie wiem kiedy wrzuce zdjecia.

Read Full Post »

10.2007

   Co w tym tygodniu się zdarzyło. Październik nazwać można miesiącem zakupów. Kupić należy kilka metrów kwadratowych folii, co by okna zakleić i utrzymać w pokoju temperaturę znośną (akademik nasz ma przydomek prosektorium). Ciepła odzież w postaci swetrów, grubych skarpet, również bardzo wskazana. Z elementów grzewczych zakupiłem również imbryczek do herbaty oraz termos. Imbryczek jest porcelanowy, biały w kwiatki niebieskie. Przyzwyczajony byłem do zalewania wrzątkiem torebki z herbatą i tyle. Imbryczek przynosi jednak o wiele więcej radości. Raz, że fajna nazwa, dwa, sympatycznie nalewa się z niego esencję. Termos wypada kupić gdyż ilość kamienia w tutejszej wodzie jest porażająca. W związku z tym tanie czajniki bezprzewodowe padają jak muchy, a gdy zależy nam na czasie (mojej osobie aż tak bardzo go nie brakuje), gotowanie wody w garnku jest nie najlepszym pomysłem. Dlatego też termos zalewany raz dziennie dwoma litrami wrzątku i imbryczek doskonale spełniają swoją rolę. Co do skarpet. Przez godzinę szukałem na największym kirgiskim targowisku odzieżowym skarpetek koloru białego. Szczęśliwie je po owym czasie odnalazłem, jednak powoli zaczynałem tracić nadzieję i bać się, że po kilkunastu latach przywiązania do koloru białego założę jakieś brązowe paskudztwo. Na szczęście uratowała mnie pewna Koreanka i zakupiłem u niej 10 par. Jeśli już o elementach (ubiór) kultury mówimy, to wspomnę o owej kultury składniku dość ważnym, tzn. języku. Kirgiski budzi moje żywe zainteresowanie, i z całych sił chciałbym się nauczyć podstaw. Lecz wymowa skutecznie mnie zniechęca. Boję się, że kirgiski w moim wykonaniu, będzie brzmiał podobnie jak rosyjski w wykonaniu mieszkającego ze mną Japończyka. Wydać z siebie niektóre dźwięki potrzebne do stworzenia kirgiskiego słowa nie jestem w stanie. Kto słyszał ten język na żywo ręka do góry. Czy Ci co słyszeli, nie mają wrażenia, jakby 1/3 dźwięków była żywcem wzięta od kota z reklamy „Whiskas. Są powody do mruczenia”? Te krrr, i hrrrr…. Pozostanę na razie przy rosyjskim.
   Poza zakupami i obserwowaniem jak dolar leci w dół a z nim powoli euro, wybrałem się do Opery na oratorium „Mesjasz” Haendla w wykonaniu orkiestry symfonicznej i chóru z Kijowa dyrygowanej przez Rogera McMurrina. Jako że bilety były w cenie dwóch browarów, to odpuścić takiej okazji nie mogłem. Budynek Opery jest moim skromnym zdaniem najładniejszym tworem architektonicznym tego miasta, jako że nie jest socrealistyczny. Co to za styl, pojęcia nie mam. W galerii jej zdjęcia się znajdują. Wizyta w takich miejscach i w takich chwilach sprawia, że nachodzi nas dziwne poczucie szczęśliwości. Jeśli jesteś melomanem, sprawa jasna, gdzie jego źródło. Moja osoba z „muzyką symfoniczną” miała do czynienia jedynie przy oglądaniu Władcy Pierścieni, Piratów z Karaibów i dzieł tego typu, gdzie orkiestra przygrywa najczęściej do ostrej rąbanki na ekranie. Pozostaje więc otoczka. Miejsce jest naprawdę prześliczne: czerwone i białe marmury, kryształowe żyrandole, purpurowe zasłony, lustra w rzeźbionych ramach i inne elementy o których być może jakiś historyk sztuki by się wypowiedział. W tym momencie przez chwilę naszła mnie myśl, że być może to snobizm za moją radością z tej wizyty stoi. Nie, to nie on. Już prędzej stoi za białymi skarpetkami. Budynek budynkiem, ale cena za bilet sprawia, że pozwolić sobie na taką przyjemność może prawie każdy. Poprzychodziły więc rodziny z dziećmi, sportowcy w dresach, i student z Polski. „Alleluja” tak się publiczności spodobało, że przerwała koncert brawami a zmylone dziewczynki z kwiatami dla dyrygenta i solistów wbiegły na scenę. Nie było tu miejsca na snobizm, zastąpiła go żywa kirgiska dusza. Oratorium jednak dokończono, kwiaty wręczono. Po koncercie McMurrin rozdawał autografy, i na jeden taki się załapałem, a co tam. Zjadłem przed budynkiem Opery hamburgera i poszedłem do akademika szukać GECK’a.
   Druga połowa tygodnia upłynęła pod znakiem nadal spadającego dolara i spotkania z lokalną Polonią. Ale o tym wkrótce.  
 

Read Full Post »