Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Wrzesień 2007

Flickr

Jako ze z wordpress.com i zdjeciami bywaja problemy, wrzucilem conieco na flickr.com. Obecnie mozna je ogladac na http://www.flickr.com/photos/dawidpieklo/

Read Full Post »

Update

Dzis wrzucam opis oraz zdjecia z wizyty w Altyn Arashan, zdjecia z Festiwalu pojawia sie troche pozniej, gdyz nie moge zlapac Medera na miescie. Do Biszkeku zawitala jesien i pripadavatielnica nam sie rozchorowala. Dwa poranki wolne. Postanowilem wykorzystac te okazje na poznawanie rockowego zycia miasta. Wybralem klub Zeppelin. Wybor nader sluszny. Z centrum jedziemy sobie do okolic elektrocieplowni TEC marszrutka 166 lub 220. Wstep do klubu 100 somow, powrot taksowa wieczorem 100 somow, lecz w srodku 50gr wodki za 15 somow:) Takze za kolejna stowke mozemy sie calkiem niezlie podpic. Jest tez wodzia za 10 somow, ale za pierwszym razem postanowilem zaszalec i przeplacic te 50%. Mniejsza o wodke. Klub otwieraja o 19.00, i o takiej tez godzinie sie zjawilem. Wystroj metalowy, na scianach plakaty Zeppelinow, Iron Maiden, i innego porzadnego rockowego stuffu. Kupilem wodke, herbate, a barman Alieksandr zapuscil muzyke. Moja rockowa dusza niemal sie poplakala. Lecialy najwieksze hiciory Ironow; Fear of the dark, Childhood’s end, Afraid to shoot the stranger, 7th son of the 7th son. Przypomnial mi sie koncert na Torwarze promujacy plyte Brave New World. Mlodosc mi sie przypomniala. Ze wzruszenia az druga wodke zamowilem. Po godzinie rozpoczela sie muzyka na zywo. Banda Azjatow grajaca piosenki Santany, Jimma Morrisona, Scorpionsow. Instrumenty wykorzystywane to perkusja, keyboard, bas, gitara akustyczna i saksofon. Bardzo sympatycznie sie tego sluchalo. Posiedzialem trzy godzinki i poszedlem na postoj taksowek. Na laweczce z taksiarzami posiedzialem jakis czas, pogadalismy o zyciu oraz, jak zwykle, o pracy i zarobkach w Polsce. W pewnym momencie zaczal padac snieg. Pierwszy snieg tej jesieni. Pomyslalem ze to dobry znak, zapakowalem sie do pierwszego Moskwicza i za 100 somow pojechalem do centrum. Do Zeppelina jeszcze zapewne wroce. Poza tym barman poinformowal mnie gdzie znajduje sie Tequila Blues – drugie z rockowych miejsc. Ku mej radosci jest ono w centrum. Promzona jest za to w Promzonie, jeszcze dalej niz Zeppelin. Ostrzezono mnie jednak, ze jest to dosc drogi lokal. Raz wpasc moge, pomyslalem. Dnia nastepnego wybralem sie na zakupy do Dordoi. Jest to chiski rynek, utworzony z setek kontenerow ulozonych w kilkunastu rzedach. Kontenerow takich jak na statkach widujemy, kontenerowcach swoja droga. Kontener o najwyzszym numerze jaki znalazlem mial cyferki 623, w tej kolejnosci. A dobudowuja nowe kontenerowe osiedla. Wrazenie niesamowite. Lazenia jeszcze wiecej niz po Osh-Bazar. Kontenery ustawione sa w odleglosci 7 metrow na przeciw siebie, jeden przy drugim, na wysokosc to przewaznie dwa kontenery. Z pierwszego kontenera sie handluje, w kontenerze wyzej jest magazyn. Zycie tetni na poziomie pierwszym jak i drugim. Miedzy nogami placza sie nam setki azjatow, probuja rozjechac nas wozki z towarem, a nad naszymi glowami przerzucane sa ciuchy, dywany, paczki z tkaninami z jednego kontenera do drugiego. Jak w ulu. W Dordoi przewazaja ciuchy i elektronika. Jest czesc azjatycka, i europejska. Europejska to przewaznie Turcy. Jeszcze nie wiem czy roznica w jakosci jest znaczaca miedzy tymi dwoma kontynentami, za to cenowo to Chinczycy sa tak ze dwa razy tansi. Kupowalem u Chinczykow oczywiscie. Do Dordoi dojedziemy trolejbusem numer 4, linia Osh-Bazar – Dordoi. Polecam trolejbus, marszrutki sa strasznie zatloczone. To tyle z tego weekendu. Pozdrawiam.

Read Full Post »

Arashan

Pod koniec wrzesnia bylo mi dane odwiedzic cudowne miejsce – Altyn Arashan. Cudowne ze wzgledu na dwie rzeczy: widoczki na gory:), oraz ludzi ktorych tam spotkalem. Ciekawe zyciorysy, ciekawe opowiesci ze swiata. Siedzisz sobie w saunie i sluchasz wiesci z Indonezji, Australii, Uzbekistanu, Chin i roznych takich okolic. Za kilka dni opisze jak to mozna supersympatycznie spedzic weekend gdy zima powoli nadciaga nad Kirgistan i zbyt wysoko udac sie nie mozemy. Poza tym rejon ten jest bardzo latwo dostepny. Nie jest to dziura zabita dechami, nazwa popularna niczym Zakopane u nas, a mimo to komercji tam nie uswiadczymy. Przynajmniej pod koniec wrzesnia. Galeria rowniez zostanie uzupelniona o widokowkowe zdjecia.
Pozdrowienia

Read Full Post »

Drogi pamiętniku, ten tydzień był raczej do dupy. Cały czas gorąco, deszcz widziałem ostatni raz w Polsce, dnia 19.09.2007 po raz pierwszy zobaczyłem Księżyc nad Biszkeckiemu. Nie wiem gdzie do tej pory się podziewał. Poza tym wychodząc w środowy wieczór na mały spacer coś zapomnianego, a dobrze wcześniej znanego przykuło moją uwagę. Był to wiatr. Poza deszczem i Księżycem jeszcze od miesiąca nie miałem kontaktu z zefirkiem jak się okazało. Heh… Na zimę czekam z ogromnym utęsknieniem. Na poprawę nastroju wybrałem się do jednego z nielicznych klubów z muzyką rockową, Zeppelina. Postanowiłem odbyć mały spacer na koniec prospektu Czuj. Wędrowałem prawie 2h. Cóż … przyzwyczajenia odległościowe z Torunia są czasem zgubne. Po drodze troszkę fotek do kolekcji przybyło, więc droga nadaremną nie była. Do momentu dotarcia do klubu. Był zamknięty. Za to klimat otoczenia jest na najwyższym poziomie. Klub mieści się na przeciwko Elektrociepłowni. Up the Irons!. Jeśli kogoś z wizytujących stolicę Kirgistanu najdzie ochota na Rock, to dni wolne Zeppelina przypadają na poniedziałek i wtorek, a godziny pracy w dni pozostałe od 19.00 do 02.00. Tak więc wizytę w Zeppelinie przekładam na tydzień przyszły, i wtedy to zobaczę jak wyglądają Kirgiscy heavymetalowcy. Namiary na wspomniany lokal dostałem od opisywanego już kiedyś rudego admina. Przytoczę teraz fragment z naszej rozmowy, dla nadania głębi zdjęciom ukazującym otoczenie Biszkeku i uzmysłowienia jego bliskości wobec pasma górskiego: „Z klubów no, to jest Zeppelin…adres zaraz sprawdzę…Czuj prospekt 43, ale to daleko. Ale jest jeszcze jeden bliżej, w górach, tylko nazwy nie pamiętam”. Na ten weekend zaplanowałem jednak wypad do Karakol w celu przyjrzenia się pasmu Tien-Shan. Czas mnie goni, zima się zbliża i niedługo ugrzęznę w tym rejonie kraju na dobre. Pozostają jeszcze samoloty. Pierwotnie chciałem zobaczyć sztuczny zbiornik wodny Toktogul i tamę na rzece Naryń, lecz marszrutki przestały jeździć w te strony z końcem lata, a wynajęcie samochodu to koszt 100$ w jedną stronę, za ośmioosobowego vana zapłacimy 150$. Biorąc pod uwagę, że bilet lotniczy Biszkek-Osh to podobno 2150 somów… Na Osh-Bazar ceny za dojazd do Osh wahają się do 300s do 800s. Jeszcze nie wiem od czego to zależy:) Wybrałem więc południowe wybrzeże Issyk-kul. Nocny autobus Biszkek-Karakol za 185 somów. Planowany dzień wyjazdu to 20.09.2007. Marszrutka do Karakol drogą północną kosztuje 200-220s i rozpoczyna kursownie od 6.00. Byłbym więc prawdopodobnie w Karakol w południe, co dla osoby nie wiedzącej gdzie iść, co robić, nie wiedzącej prawie nic, jest już porą dość późną. Wybiorę się zatem … sam nie wiem co jeszcze. Autobus odjeżdża o 23.00, a na miejscu jest o 7.20. Zobaczę co zaoferują mi okolice Karakol. Jeśli nic ciekawego, wybiorę się do górskiej miejscowości Kara-Say. O ile coś tam będzie jechało. Drogę powrotną planuję odbyć za dnia, i wtedy trochę nos do szyby poprzyklejać. Nie sądzę żebym tam za wiele gór z bliskości zobaczył, jako że pasmo wysokie, a mamy już jesień, ale … któż to wie:) W przyszłym tygodniu poświęcę noc kafejce i zrobię mały upload do galerii. Do poczytania więc przyjaciele:)
 

Read Full Post »

Weekend

Witam witam. Dziś zapoznawcza popijawa z chińczykami z grupy. Jako że wieczorek zapoznawczy, to i szkło by się przydało, niestety jak to w akademikach bywa kielonków niedobór. A więc na śniadanie do stołówki, a następnie relaksacyjny spacerek na bazar. Na Osz Bazar byłem już kilka razy, ale co wizyta, to odnajduję zaułek z nowym asortymentem. Po miesiącu będę chyba znał cały teren:) Jako że skład z porcelaną widziałem już wcześniej, to po jedynych 20 minutach udało mi się go odwiedzić. Za komplet 6 kieliszków o znanej i lubianej pojemności 50ml zapłaciłem 40s, do tego wódka Rosyjski Niedźwiedź za 65s (0.5l) oraz kilogram gruszek za 30s. Dawno dawno temu słyszałem opinię, że dobrze jest sobie wymoczyć raz na jakiś czas stopy w szarym mydle. A że tego rodzaju mydła tu mnóstwo, zakupiłem więc za 12s kostkę 65% mydła typu szare marki Rostów-Don. Prawdziwy mydlany klasyk, nie to co Biały Jeleń. Wąchamy mydło, a jakbyśmy wąchali kostkę smalcu. Nawet wygląda jak kawał wędzonego boczku. Czujemy że efekt końcowy nie odszedł za daleko od prefabrykatu. Na koniec postanowiłem zrealizować kirgiskie must be i napić się kumysu. Szklanka 7s. Sprzedawany jest z wielkiego skórzanego worka, taka ogromna moszna – nawet kolor zawartości podobny. Jak już pisałem, ludzie tu mili, nikt mnie na razie nie okradł, nie pobił, nie zgw… no, trutnie, kwiatki, te sprawy, więc czy smak podobny nie wiem. A smak kumysu… jeśli twoje życie jest w rozpadzie, nie możesz odnaleźć złotego środka, potrzebujesz syntezy, napij się kumysu. Niebywałe doznania smakowe – uczucie jakbyś jednocześnie pił i wymiotował, a po pół godziny zostaje ci w ustach posmak małży. Trochę w życiu wypiłem, a i trochę wyrzygałem. I z ręką na sercu mogę powiedzieć że tak to smakuje. Przykro mi Barbaro H., ale gdybyśmy się w Kirgistanie spotkali, na jednej szklance musiałbym poprzestać:) Także ci, którym obiecałem wypić kumys za ich zdrowie, niech czują że moja obietnica została wypełniona. Ten rejon świata z kumysu słynie, ale po tej jednej szklance, to dla mnie słynie w sposób, w jaki Ukraina słynie z Czernobyla. Niedługo postaram się wypisać krótką listę rzeczy, które mój żołądek strawił…       
Nie ma sensu rozpisywać się nad wydarzeniami poszczególnych dni, więc wzmiankę popijawie z Chińczykami wtrącę tutaj. Rozpiliśmy trochę ponad litra w trzech (przyjemnie się podpiłem) przy nieznacznej pomocy dwóch niewiast, również obywatelek Państwa Środka. Osoby te, to współtowarzysze z grupy nauczania języka rosyjskiego do której uczęszczam. Napisałbym pełne imiona, lecz troszkę ciężko je zapamiętać, a pomylić się nie wypada. Wbiliśmy się więc na kawalerkę do Liu z rosyjską wódką i amerykańską Coca-Colą. Co mi dało to spotkanie? Przede wszystkim pierwsze koty za płoty jeśli chodzi o życie towarzyskie w grupie. Dowiedziałem się że jeden z towarzyszy (Liu) jest nauczycielem języka chińskiego, i zaproponował mi poznanie jego podstaw. Czegoś tam nawet się wczoraj nauczyłem, ale dziś już nie pamiętam. Z życiowych historii, to koleżanka pracowała jako policjantka przez rok w Urumczi, a drugi kolega pracuje obecnie w chińskim domu handlowym (CUM). Dom ten wypada odwiedzić, gdyż jest to podobno najtańsze miejsce na zakupy w tym rejonie Kirgistanu. Jako że zima się zbliża, a w szafie pustki, wybiorę się chyba z nim na mały shopping. Wypada jeszcze nadmienić, że na zagryzkę pripadawatiel zrobił przepyszną surówkę z ogórków, cebuli, kilku rodzajów papryki i sosu sojowego. Ostre i idealne pod wódkę. Niby bez sensu pisać na blogu podróżniczym o zwykłym piciu, ale że było to pierwsze ‚akademikowe’ picie – nieodłączny element studiowania, chciałem o nim nadmienić.
   Niedzielę rozpocząłem o godzinie 13.00 z lekkim kacem. Kilkugodzinny spacer po mieście uświadomił mi, że tutaj nie ma czegoś takiego jak dzień wolny. Przynajmniej dla 90% punktów handlowych. Otwarte jest niemal wszystko. Sklepy z zabawkami, sklepy meblowe, zakłady fryzjerskie, fotograficzne, naprawa obuwia (na Osh-Bazar jest rząd kilkunastu panów naprawiających buty, z całym swoim szewskim majdanem, fajny widok). Tradycje handlowe Jedwabnego Szlaku są nadal żywe. Wieczorem mała wizyta w kafejce, gdyż od niejakiego Krzysia z Bydgoszczy dowiedziałem się, że w polityce wrze. Posprawdzałem newsy, dowiedziałem się że 17.09 startuje trzeci sezon Prison Break (dobry powód żeby odwiedzić Chińczyków). Jednym słowem poobcowałem trochę z językiem polskim. Tak też zakończyłem weekend. Miał być mały wypad w góry, lecz przełożyłem go na później – Zarina z dziekanatu wyjeżdża do Chin i na jej miejsce przyszedł student pierwszego roku stosunków międzynarodowych. Chłopak dobrze zna angielski i jest chętny do rozmów, oraz pokazania mi pobliskiego rezerwatu Ala-Archa. Dla mnie bomba. Poza tym spróbuję się wkręcić z jego pomocą na sobotnie seminarium prowadzone po angielsku. Na rosyjskie jeszcze za wcześnie. Jeszcze tego nie sprawdziłem, ale coś czuję że tutaj sposób studiowania jeśli chodzi o dobór zajęć i czas jest podobny do naszej szkoły średniej. Poza tym słyszę dzwonki. Takie dzwonki co to woźny w podstawówce włączał, a oznaczały one przerwę. No i o 8.00 jest już mnóstwo studentów różnych płci, i liczba ta się później nie zmienia.
   Krótką rozmowę zakończyliśmy małą gadką-szmatką na temat kirgiskich dziewczyn. I ogólnym rozkładzie demograficznym. Dziewczęta te są bardzo urodziwe, lecz trudno ocenić czy z natury, gdyż makijażu nakładają na siebie tony. Jednym słowem wszystkie chodzą odjeb… i to już od 8.00 … kiedy one muszą wstawać?. Nie narzekam jednak, gdyż miłe dla oka są Azjatki. Zapytać można, dlaczego (tzn. dlaczego się malują, a nie dlaczego są miłe dla oka:). Nie wiem czy w Polsce to funkcjonuje/funkcjonowało, ale tutaj makijaż ma pomóc w znalezieniu męża. Podobnie jak studia. Stosunek studentów do studentek wynosi 1:5. Można się poczuć jak na wydziale pedagogicznym. Jeśli więc nie pobijesz tych 4 koleżanek swoją urodą, to studia dają ci znajomość jakiegoś obcego języka i  spierdalasz z Kirgistanu w poszukiwaniu obcokrajowca, który ma więcej pieniędzy niż ty, i jak jakaś tam bozia da, pomoże twojej rodzinie. Jednym słowem tragedia. Pracować na kobietę?:) Dzięki ci Lucy i Simone za wkład w rozwój feminizmu i uświadomienie moim rodaczkom jak ważne jest uniezależnienie się od mężczyzny. Jeszcze muszę sprawdzić dokładniej, czy aby taki stan rzeczy zachodzi tu naprawdę. Temat lokalnych kobiet wróci na łamy tego bloga:)
Jako że samymi zajęciami człowiek nie żyje, czas zacząć planować weekendowy wypad. Być może będzie to wspomniana Ala-Archa, a być może coś innego. Zobaczymy po wizycie na dworcu dokąd jeżdżą jeszcze autobusy w rozsądnych porach i cenach.

 

Read Full Post »

Dopisek

Dopisalem do podstrony Festiwal, co bylo mi dane zobaczyc na owym festiwalu. Poza tym…. coz, unormowalem sobie zycie, wiem juz gdzie jesc (nic odkrywczego, stolowka uniwersytecka i bazar:), gdzie korzystac z netu, gdzie fryzjer (jakiegos super zdolnego nie potrzebowalem) a gdzie kino. Teraz trzeba pomyslec nad czyms zeby nie popasc w monotonie:). Dzis portier z akademika zaproponowal mi wypad w pobliskie gory na niedziele, wiec i ten weekend nie przesiedze w akademiku, ale co z tego wyjdzie, zobaczymy. Musze poogladac troche okolic Biszkeku zanim zima nastanie i stanie sie to problematyczne dla osoby podrozujacej w pojedynke. Poza tym panienka z dziekanatu za dwa tygodnie do Chin jedzie na kurs ich urzedowego jezyka, zatem jakby co, to mam mete w centralnej czesci tego kraju, ale gdzie dokladnie, jeszcze nie wiem. Jutro wybiore sie chyba do siedziby lokalnej Polonii, zobaczymy jak im sie zyje. No i zawsze nowe osoby z ktorymi mozna sobie porozmawiac:) Z ciekawszych rzeczy dnia dzisiejszego, to na bazarze bylo sobie 10% konika, a dokladnie ich glowy. Dziwny widok. Zupy bym chyba z tego nie ugotowal:) Jesli kogos to interesuje, to LMy kosztuja 17 somow, Camele 20, mozna tez na sztuki. Przelicznik walut na http://www.travelbit.pl, poza tym strona nadaje sie takze do planowania podrozy:) Jak gory nie wypala w ten weekend to chyba wybiore sie obczaic ich zrodlo elektrycznosci, tame w Toktogul. Podobno ladny zbiornik, a zima tuz tuz, wiec tak, moze to tez byc tama. Do napisania. Pozdrawiam wszystkich Polakoof.

Read Full Post »

Festiwal nad Issyk-kul

   Ostatni wpis dotyczył netu, i podobną informacją mogę rozpocząć ten wpis. Z netem nadal ciężko, więc poszedłem sobie nockę spędzić w kafejce internetowej (od 00.00 do 6.00 40 somów, w ciągu dnia 25 somów za godzinę) i poczuć się niczym nasi dziadkowie. Miesiąc netu z adsl rozpoczyna się od 150$. Jak już mówiłem, można za neo zatęsknić. Na jutro zaplanowałem wizytę w dziekanacie w celu podwyższenia sobie trafficu, no i oczywiście wymuszenia prac przy podłączeniu naszego piętrowego huba (piąte piętro ma). Jeśli już o necie mowa, to w budynku lektoratu jest punkt dostępowy dla studentów zarządzany przez najbardziej wyluzowanego mieszkańca Kirgistanu jakiego poznałem. Naród to bowiem emocjonalnie pobudzony, przemieszczać się lubiący, a mimo że z konia zeszli, to z szybkości zbyt wiele nie stracili. Jest jednak jeden rodzynek-admin. Koszula ala bahamy, piwny brzuch, farbowane na rudo długie włosy. Porusza się, a jakby stał w miejscu. Mówi, lecz odstępy między wyrazami są tak długie, że sporego wysiłku od mojej pamięci wymaga złożenie ich w zdanie. Poza tym, mimo tylko dwóch tygodni pobytu na obczyźnie, niebywałą radość sprawia człowiekowi wstąpienie do pomieszczenia w którym nie ma uzbeckiego popu, amerykańskiego rapu, czy kirgisko disco, a leci sobie ni z tego ni z owego Metallica, i to jeszcze sprzed Czarnej Płyty. Zapomniałem jednak jak ma na imię. Jak mi jednak traffic odnowią, będę tam częściej wpadał, to zapamiętam.
Teraz zapraszam drogie dzieci do poczytania podstrony o moim pierwszym pobycie na festiwalu filmowym.

Read Full Post »

Poczatek

   Jakby nie patrzeć, minął już tydzień od mojego przyjazdu do Biszkeku. Chciałoby się napisać, że przez ten tydzień wiele się zdarzyło, ale nie. Do Polski troche stąd daleko, jest sporo inności, inny język, inne nacje, jedzenie…jednym słowem dobry wybór na wakacje. I tu mamy pewien problem jeśli oczekujemy wydarzeń. To nie są wakacje:) Trzeba codziennie rano wstać na zajęcia, pieniądze wydaje się na zeszyty, książki, niedługo zima (po wczorajszym ochłodzeniu ujrzałem dziś ośnieżone zbocza:) a więc i jakiś ciuch do kupienia będzie. Rozłożyć siły i pieniążki trzeba jednym słowem na całe 10 miesięcy. Normalne życie jednym słowem. Intensyfikacji wakacyjnej porfel by nie wytrzymał:) Sporo czasu na myślenie jednak jest, wiec troche głupot na tym blogu się pojawi.

   Biszkek. Miasto jest dobre do życia. Tyle. Sprawna komunikacja (marszrutka 5 somów), mnóstwo punktów z jedzeniem, kafejka internetowa co 100m. Oszski bazar który znajduje się w czasoodległości 20 minut spacerkiem od mojego akademika zapewnia wszystko, począwszy od ziemniaków, ryżu, szamponu poprzez buty i inną odzież aż do pił łańcuchowych, bawełny sprzedawanej na kilogramy i stoisk farmaceutycznych (recepty raczej nie beda chcieli:) Jak przystało na miasto radzieckie, jest niesłychanie proste w obsłudze. Kilka dużych ulic przecina stolice Kirgistanu, przy nich znajduje sie wszystko, a poza nimi raczej nic. Choć jak troszkę tu poszukam może znajdę coś ciekawego. Jak na razie poobiednie spacery nie przyniosły żadnych rezultatów w postaci miejsca wartego zobaczenia, a znajdującego się na uboczu. Od głównych ulic warto zapuścić się góra 200m w boczne uliczki. Dużo tu parków, a w nich mnóstwo fontann, kwietników, ławeczek. Raczej w nich czystość znajdziemy. Odradzam jednak nocne spacery po parkach słabo oświetlonych. Zagrożeniem nie będzie człowiek w postaci napastnika, a człowiek w postaci pracownika kanalizacji miejskiej. O ile wpadając do studzienki w Polsce, zapewne powyzywalibyśmy trochę złomiarzy, o tyle tutaj często właz leży sobie po prostu obok otworu. Jest zatem szansa ze najpierw się o niego potkniemy, a potem zaliczymy studzienkę. Poza tym wygląda biszkekowa noc na bezpieczną. Poza samochodami, ale o tym za chwilę.

   Akademik. Jak widać na zdjęciach, jest dobrze. Może nie rewelacyjnie (jeszcze nie ma netu, ale kable już pociągnięte), ale dobrze. Za 10 miesięcy pobytu w tym przybytku zapłaciłem 9400 somów. Do budynku lektoratu mam 30 metrów porannego spaceru. Trzy razy więcej do uczelnianego sklepiku na poranną herbatę i parówkę w cieście. Jak już pisałem, miasto sprzyja łatwemu życiu (o ile dobrze się ulokujesz). Wszystkie uniwersytety położone są przy głównych arteriach komunikacyjnych, a wokół nich stołówki, przystanki marszrutek, budki z żarciem, księgarnie, itp. Mój (KNU) mieści się przy Frunze Strasse, równoległej do Czujskiego Prospiektu. Budynki uczelni zajmują niemal cały teren wokół parku łączącego te dwie ulice. Lokalizacja jest świetna. Co do akademika jeszcze. Ku mojej wielkiej radości kibel to kibel, a nie dziura w podłodze. Od kilku dni wymieniam florę bakteryjną na lokalną, i gdybym zobaczył narciarza, chyba sam był zamontował normalny. Wie może ktoś jak radzić sobie z sraczką przy narciarzu? Toż toć gdy zawartość jelit przyjmuje czasami plazmowy stan skupienia muszla jest brązowa niemal aż do samej deski. Chyba że na wschodzie biegunka nie występuje. No nic. Muszla jest i się cieszę. Choć miałbym jedno ale. Czy jest taka sama praktyka, jak w przypadku prezerwatyw, że muszle robi się w azjatyckim rozmiarze? Na mniejsze azjatyckie klocki? Powiem tak, porządny europejski kret ma problem z wydostaniem się. No i papier toaletowy wyrzucamy do kosza obok. Choć rury kanalizacyjne są słusznych rozmiarów. Dziwne.

Kilka rzeczy z życia Kirgizów, co mi w pamięci utkwiły, a chciałbym przytoczyć.

   Prędzej zginiesz pod kołami samochodu niż zaciukają cię na mieście. Gorzej niż w Rosji i na Ukrainie. Przy silnym ruchu ulicznym, ulicach szerokich w radzieckim stylu, metoda jest taka, że przechodzi się na raty. Udaje ci się przebrnąć przez dwa pasy, stoisz na środku z grupką innych osób, a samochody starają się w ciebie nie trafić. Sygnalizacji dla pieszych nie ma. Patrzysz na światła dla kierowców. Jednak kierowcy lekko też nie mają. Jak wyjeżdzałem z kraju, zastanawiałem się czy nie warto wyrobic sobie międzynarodowego prawa jazdy. Już nie chcę. Zanim nauczyłbym się tu jeździć, albo sam bym się zabił, albo inni za ślamazarną jazdę. Gdy tobie zapala się pomarańczowe, tamci mają już zielone. Typowe dla polaków przejeżdżanie na pomarańczowym świetle, tu zakończyłoby się dość nieprzyjemnie.
   Czym jeżdżą? Marszrutki to stajnia Mercedesa, prawie wszystkie „kaczki”, b. dużo W124 i W140. Królują jednak terenówki. Biszkek ma chyba najwięcej Landcruiserów na jednego mieszkańca z miast jakie widziałem. Łady i inne rosyjskie produkty są rzadkością. Sporo Passatów z początku lat ’90tych. Poza tym Golfy II i III. Nic z klas niższych nie ma. Małych samochodów nie lubią najwyraźniej. Jednym słowem na ulicach Biszkeku królują wytwory niemieckiej i japońskiej (terenówki) myśli technicznej. Po pierwszym dniu pobytu byłem zaskoczony ilością drogich limuzyn oraz samochodów terenowych na drogach, czyli wymienionych tu Mercedesów S i BMW 7, Mitsubishi Pajero i Toyota Landcruiser. Po kilku dniach jednak mój samochodowy zmysł odkrył prawde. Ci popaprańcy robią sztuczny tłok. Jeżdżą. Nie wiem czy w jakimś celu, czy z miłości do samochodu po prostu, ale robią więcej kilometrów niż polskie taksówki chyba. Wiemy już co mają w garażu, a co z tym robią? Trąbią tym częściej niż włosi i hiszpanie oraz myją. Ogromna ilość myjni ręcznych. Dziś trafiłem chyba na myjkowe zagłębie. W prawie każdym domku jednorodzinnym otwarta brama i sklejkowy banner reklamowy z napisem ‚mojka’.
Nie ma praktycznie wogóle ciężarówek, troche Ziłów, od czasu do czasu jakiś tam Kamaz, a spotkać coś o ładowności powyżej 10t jest bardzo ciężko. Może centrum jest dla nich zamknięte, ale na obrzeżach też ich nie widziałem. Gdzieś muszą jednak być. Troche towarów na półkach jest, więc czymś to wozić muszą. A i dostawczaków nieuświadczysz. Może dostawa towarów odbywa się nad ranem. Na koniec ceny paliw: diesel 21 somów, 92oktany 24 somy, 95oktanów 26 somów.

   Ludzie, znaczy się młodzież. Coś im odwaliło na punkcie komórek. Nie chodzi o to że musisz mieć najnowszy model, ale o to że wypada go cały czas użytkować. Skoro wspóczesna technologia umożliwia ładowanie mp3 do telefonu, dlaczegóż więc tego nie wykorzystać? Chodzi więc młodzież i puszcza z głośniczka o średnicy 5mm co to też lubi najbardziej. Wśród młodzieży nie ma dresów. Tzn. nie ma dresów i nie ma dresów-ciuchów. O ile u nas warto pochwalić się koszulką z logo znanej firmy produkującej rzeczy sportowe, o tyle na Kirgizów oddziaływała chyba w stopniu znaczącym „Moda na Sukces”. Mamy więc Prada, D&G i innych projektantów. Wysportowani skubańce są, więc chyba swoim aktywnym trybem życia chwalić się nie muszą.
  O nie-azjatach. Dwie rzeczy zauważyć się da. Nie ma par mieszanych. Chodzą sobie grupki białych, biali chłopcy ze swoimi białymi dziewczętami, a białe matki ze swoimi białymi dziećmi. Zastanawiam się czy nie ma tu jakiegoś getta dla białych. No i wszyscy żule jakich widziałem byli biali:) Może żulerka jest typowo europejskim wynalazkiem? Jeśli już o żulach. Nie ma tu pijanych ludzi. Nie ma ich na ulicy, nie ma w parkach, nikt się nie zatacza z butelką, a i bez niej też się nikt nie zatacza. Tzn. tu, w centrum, na głównych prospiektach. W zaciszu domowym może chleją.
   Jeśli już o ludziach mowa to mieszkam z 60 letnim Japończykiem, o ile dobrze usłyszalem to przyszło nazywać się mu Miachara. Od dwóch lat żyje i uczy się rosyjskiego w Biszkeku, przedtem przez 12 lat uczył się chińskiego w kraju tego języka. Dobry przykład że człowiek uczy się całe życie. Dobry przykład też na to, że uczyć warto się w latach młodości. Na starość już troche warunków psychofizycznych brak. Siedzi sobie Miachara całymi dniami w książkach i któryś tam raz z kolei przerabia zestawy ćwiczeń. Tak po 7h na dobę. Gdybym tyle czasu poświęcał, po 2 latach byłbym rosjaninem. Poza tym kaszle, chrobotami wali na prawo i lewo, a w nocy czasami wymiotuje. Uroki starości. Nieodkładajcie nauki języków na okres życia, w którym będziecie sobie robić przerwę na pawia między ćwiczeniami. Jeśli już mowa o jego drogach oddechowych, to powiedzieć muszę, że pochodzi on chyba ze starej samurajskiej szkoły wymowy. Nigdy nie wiem czy to angielski, czy rosyjski, czy po prostu kaszle. Dźwięki które wydaje to połączenie wentylatora z tamburynem. Jako że nigdy wcześniej nie miałem bliższego kontaktu z krzaczkojęzycznymi, już myślalem ze tak wszyscy mają. Jednak Chińczycy z pokojów na piętrze wymowę mają bardzo dobrą. Jak już mówilem, swoje lata ma. Może angielskiego uczył się sam. Nie wiem. W każdym razie mimo tego, że zasób słownictwa ma duży, do powiedzenia również sporo mądrych rzeczy, to jednak słuchanie go boli. Namęczyć się trzeba sporo. Każde słowo brzmi jak rozkaz do ataku. Poza tym to bardzo miły i sympatyczny staruszek:)

   Z ostatniej chwili. Pisze slowa te z kafejki, gdyz ku mojemu zaskoczeniu moje uczelniane konto ma 30MB transferu na miesiac. Nawet jak mi net w akademiku zaloza, to na co te 30MB starczy, na waciki? Sa miejsa na swiecie w ktorych czlowiek moze zatesknic za neostrada:)

Jutro zamierzam wybrac sie na jakis festiwal filmowy nad ich narodowe jeziorko. Zobaczymy jak to wyjdzie. pozdrowienia z biszkeku
CDN
 
 

 

Read Full Post »