Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2008

Zima…

Jest zima, a jak nam z „Misia” wiadomo, gdy jest zima, to musi być zimno. I jest. Na jakiś czas blog będzie więc w zimowym letargu i rzadko nowe teksty chyba będą budziły się do życia. Poczekam aż temperatura wzrośnie powyżej -10 i wtedy gdzieś wyruszę. Jak do tej pory, to wędruję na uczelnię, stołówkę, sklepu i piekarni. Od czasu do czasu robię dłuższą wyprawę do kafejki lub kina. Oczywiście mogłyby pojawić się jakieś teksty o codziennym życiu Kirgistanu, ale że ostatnio mam dość rasistowski nastrój, więc chyba lepiej będzie jak się nie pojawią. To tyle. Do wiosny.

Read Full Post »

I znow Azja

Oto jestem znów w Biszkeku. Podsumowanie: wyjechałem 19.12.2007, przyjechałem 14.01.2008. W pociągach różnych przewoźników państwowych spędziłem ponad 11 dni, w domu spędziłem prawie 15 dni. Przejechałem kilometrów prawie 11500. Można się przyzwyczaić. W pociągu do Biszkeku nie wydarzyło się nic szczególnie ciekawego. Za to na granicy, juz w Kirgistanie, wręczylem swoją pierwszą łapówkę dla celnika. Było raczej zabawnie, a cała ta przyjemność kosztowała mnie 10zł. Pan uprzejmie podszedł do mnie gdy wędrowałem z paszportem do celniczej budki w celu wklepania moich danych. Zaczął coś opowiadać o nowo wprowadzonych podatkach, o nowo wprowadzonej (w jego wyobraźni) opłacie klimatycznej dla turystów, wypytywać czy materiałów wybuchowych nie przewożę i takie tam. Zamiast stopniować napięcie i wynajdywać wraz z rosnącym moim oporem do płacenia coraz to nowe argumentu skłaniające ku owemu płaceniu, to on od razu wywalił kawę na ławę. Targowanie się zaczęliśmy od jednego miliona dolarów. Była więc okazja do poćwiczenia mojej znajomości liczb w języku rosyjskim. W trakcie targowania próbował mnie przekonać o konieczności płacenia za brak wizy, której Polacy nie potrzebują, za brak deklaracji celnej, której chyba też nie potrzebujemy, i inne takie. Skutecznie odpierałem jego argumenty w sposób prosty – mówiłem ‚nie’. Tak sobie ćwicząc coraz to mniejsze kwoty, doszliśmy do 50USD. Przy tej kwocie zrobił się już dość poważny i czekał na moją reakcję. Jakoś dla mnie 50 baksów za nie wiadomo co było kwotą tak samo absurdalną jak początkowy milion, więc powagi nie nabrałem. Gdy odmówiłem płacenia zaproponowanych przez niego pieniążków zmienił rodzaj ataku: zaczął opowiadać jak to ciężko żyć w Kirgistanie, pytać dlaczego nie szanuję celników i nie chcę ich wspomóc choćby małą kwotą pieniężną, czy ja im źle życzę… itp. Wziął mnie na litość, a poza tym sam się nad sobą zlitowałem, bo na zewnątrz było -20 stopni, i mimo że rozmowa była dość interesująca, to jednak dupy nie chciałem sobie odmrozić. Zapytał więc, ile jestem gotów dać. Powiedziałem że 100 rubli na obiad mogę rzucić, czyli ową równowartość 10zł. Pokiwał głową i kazał iść do naczelnika z paszportem. Poza tym kazał mi dać słowo mężczyzny, że jak będę wracał, to podejdę do niego i przed odjazdem pociągu porozmawiamy jeszcze trochę o łapówce. Paszport mój został wpisany do ewidencji obcokrajowców bez żadnych problemów, pan naczelnik już mnie zapamiętał, pytał się czy stęskniłem się tak szybko za Kirgistanem, że już wracam i temu podobne uprzejmościowe pierdoły powymienialiśmy. Ogrzałem się trochę oraz dowiedziałem że obecnie kontrolują bardziej, bo ostatnio Kazachowie znaleźli przesyłkę z narkotykami w pociągu…ogólnie sytuacja przez jakiś czas ma być napięta. Czas było wracać z łapówką. Pomyślałem nawet, czy by z naczelnikiem o łapówkach na jego stacji nie pogadać, ale robić problemy celnikowi, a tym bardziej sobie opóźniając pociąg, o ile w ogóle by mnie do niego wpuścili… Zdecydowałem się przystać przy swoich 100 rublach. Tym bardziej, że z całego szeregu bzdurnych przepisów, które to niby złamałem, obawiałem się najbardziej próby ich potwierdzenia. Nic by u mnie nie znaleźli, ale jak przypomniałem sobie ile czasu układałem rzeczy w swoim 50cio litrowym plecaku, jak zmieściłem tam laptopa, książki, gazety, dwa słoiki chrzanu, i mnóstwo innych rzeczy, jak przypomniałem sobie jakie to cudo rozplanowania przestrzennego było, i jak pomyślałem sobie, że teraz nagle zechce się mu szukać czegoś na mnie, a ja potem z będę to znów przez 2h układał, to postanowiłem wspomóc Straż Graniczną Kirgistanu. Pan celnik żartobliwie znów zaczął licytację od miliona, ale potem próbował przeforsować opcję 200 rubli za dozgonną przyjaźń. Przyjaźń tak naprawdę jest bezcenna, więc znów zaproponowałem 100 rubli za dobrą jednodniową znajomość. Pan się uśmiechnął, ja się uśmiechnąłem. Pojechałem dalej. Zapewne dałoby się tej łapówki uniknąć, ale dla świętego spokoju… tym bardziej że pani w przedziale opowiadała o Niemcu który rok temu dla świętego spokoju dał 200USD. Ale jego wcześniej przetrzepali porządnie. Więc on wiedział, że płaci za to, co by jeszcze przypadkiem do jego dupy komuś nie zachciało się zajrzeć, a ja płaciłem za pewność że mnie nie przetrzepią w ogóle. Choć gdyby nie ten celnik, to i tak by nie trzepali. Jestem chyba w moralnej rozsypce:)
Pozdrowienia z Biszkeku.
 

Read Full Post »

Moskwa

Do Moskwy dotarlem pociagiem firmiennym 004. Nie lubie za bardzo kupe, a od teraz jeszcze bardziej nie lubie firmiennych. Niby to wszystko jakos lepiej wykonczone, jest klimatyzacja (moze tylko zima nie lubie kupe…), wszystko dziala, jesli mamy gorne miejsca, to posciel jest juz ubrana. Do tego kibel jest jakis taki dziwny…nie ma tradycyjnej dziury z widokiem na tory, tylko jest dziura bez widokow na nic. Kibel wyglada jak lejek, a jego zakonczenie ma ok. 5cm srednicy. Srac mi sie nie chcialo, wiec nie wiem jak z ciezsza amunicja to uzadzenie sobie radzi, ale wyglada to tak, ze po zakonczeniu wyprozniania sie naciskamy przycisk, lejek napelnia sie woda, a potem cos ta wode szybko zasysa. I chyba zasysa do jakiegos zbiornika, bo czegos takiego jak respektowania sanitarnej zony Moskwy nie bylo, i az do stacji Moskwa Kijewskaja mozna bylo z toalety korzystac. Poza dziwnymi kiblami, to i towarzystwo bylo dziwne. Ludzie pozamykali sie w swoich przedzialach, jesli juz ktos pil, to tylko w ramach przedzialu, choc zdarzalo sie ze co nudniejsze przedzialy wyplaszaly amatorow alkoholu, i w ten sposob mozna bylo pogadac na korytarzu. Ale to tez bylo raczej takie picie na sen. No coz, moj przedzial stanowilo malzenstwo po 50tce z Moskwy i jakas dziewczynka. Dostalem od nich kotlety na sniadanie, wiec zlego slowa na nich powiedziec nie moge, ale zeby bylo za cos pochwalic, to tez chyba nie ma. Poza tym odstapilem pani dolne miejsce, wiec to moze za to byly te kotlety, a nie z czystej uprzejmosci. Podroz minela szybko, na granicy bardzo przyjemnie, nawet celniczka przeprosila mnie za obudzenie…jak juz pisalem, bylo dziwnie.

Po nasycaniu sie architektura Lwowa i slowianska uroda jego mieszkanek, przyszedl czas na nasycanie sie architektura Moskwy i slowianska uroda jej mieszkane. A jest czym. Oczywiscie uroda azjatycka nie jest jakas straszna i oczywiscie ma swoich amatorow, ale ja jestem chyba amatorem reprezentantek naszej czesci Swiata – bardziej odpowiada mi typ slowianski; mamy nosy, oczodoly, kosci policzkowe…nasza twarz nie wyglada jak narysowana na baloniku. Ale koniec z tymi przejawami rasizmu. Jako ze Moskwe odwiedzam juz trzeci raz, to skupilem sie na tym drugim podziwianiu, podziwianiu kobiecej urody. Idziemy na jakis popularny plac (Czerwony, Teatralny, Rewolucji… mozna tez troche dalej od centrum), wybieramy sobie laweczke, i siedzimy. Siedzimy i patrzymy. Do tego jeszcze marzniemy, bo zima. Ale warto. Oczywiscie mozna usiasc w jakiejs kafejce i patrzec przez okno, ale… Siedze teraz w kafejce internetowej i za godzine place 120 rubli (5USD). W innego typu kafejkach jest podobnie. Niebywale, jak biedny moze poczuc sie czlowiek w Moskwie, a jak zechce cos kupic, to nie tylko takim sie poczuc, ale i stac:) Kupilem litr kefiru, ponad dwa dolary, zaplacilem za owa kafejke, i odechcialo mi sie zakupow:) Na szczescie chodzenie po miescie jest za darmo. Poza tradycyjnym wloczeniem sie po centrum, pojachalem na Warabiowe Gory – super panorama, choc widocznosc nie tak dobra jak by sie chcialo, poprzygladalem sie MGU im. Lomonosowa, pospacerowalem po jakis okolicznych parkach, porobilem troche zdjec (ale czesc podobna do tych z lata, bo sniegu teraz nie ma) i lekko sie zmeczywszy wrocilem na dworzec.
Wrocilem i pisze te glupoty. Po skonczeniu tych glupot, ide poszukac prysznica. Zobaczymy ile on kosztuje. Jak na razie, to Moskwa i jej dworcowe zycie wypada srednio dwa razy drozej od Kijowa. No coz, stolica imperium. Chociaz z drugiej strony to przy dworcu w Warszawie za piwo 11zl placilem…:) Koniec glupot o pieniadzach, i koniec tego wpisu. pozdrawiam

Read Full Post »

Polowa drogi

Bez wiekszych problemow dotarlem do Kijowa, i jako ze udalo sie kupic bilet do Moskwy, do Biszkeku powinienem dotrzec rowniez. Tekst ten powstaje w kijowskiej kafejce dworcowej (a pani kafejkowa jakos dziwnie sie ze mnie smieje). 5UAH za godzine. Droga do Moskwy przez Ukraine, zamiast planowanej Bialorusi, jest rowniez bardzo przyjemna, choc troche dluzsza. Gdyby Bialorusini nie wprowadzili wiz, wyruszylbym z domu w srode rano, a tak od poniedzialku zmierzam ku Wschodowi. Jako ze podroz przez Ukraine przebiega podczas prawoslawnego Bozego Narodzenia, wiec przytrafiaja sie typowe dla tego okresu problemy z transportem. W Przemyslu czekalem ponad godzine na zapelnienie sie marszrutki do granicy – niezapelnila sie i placilismy 3zl, zamiast dwoch. Na granicy pusto, a przez to i za granica pusto. Skoro pusto, to po jakiego ch*ja mialaby jezdzic marszrutka Szechini-Lwow. I nie jezdzila. Byla jedna rano, ale tez czekala na zapelnienie ponad godzine, i pojechala w polowie pusta. Niestety na nia nie zdarzylem. Ogolnie po stronie ukrainskiej pusto, sklepy pozamykane, mrowek brak, jakby atomowka walnela…raz ze swieta, dwa ze pokonczyly sie wizy naszym wschodnim sasiadom, a z wyrobieniem szengenskich jest podobno spory problem. Takze wzialem taksowke do Moscisk, i stamtad autobusikiem do Lwowa. We Lwowie bylem w okolicach 12.00, a za biletem do Kijowa czekalem ok. godziny. Polaczenie Kijow-Moskwa stanowilo juz wiekszy problem. Bilet na firmiennyj skoryj poezd „Kiev” numer 004 udalo mi sie kupic na 20minut przed odjazdem pociagu Lwow-Kijow. I tu rowniez trafilo mi sie kupe. W sumie bilety Lwow-Moskwa kosztowaly mnie 464UAH. Troche smutno z powodu straty pieniazkow, i do tego w kupe jakos tak nuda wieje i ma sie wrazenie ciasnoty. A wszytko to przez Szengen:) Jednak juz jutro zasiade do plackarty i rusze na stepowe bezkresy Kazachstanu. Jest jednak plus wycieczki przez Ukraine. A jest to architektura (i piwo). Zlecilem pani w kasie numer 16 mieszczacej sie na drugim pietrze lwowskiego dworca czatowanie na bilety do Moskwy, a sam udalem sie na krotki spacer po Lwowie. Nawet nie pilem duzo, co by zapamietac te wszystkie waskie brukowane uliczki, zaniedbane ale wciaz przepiekne kamienice, budynki sakralne wszystkich glownych obrzadkow chrzescijanskich jak i innych. Polazilem po centrum miasta, wdrapalem sie na Gore Zamkowa, polazilem po barach z mojej mlodosci (Atlas byl zamkniety), i poprzygladalem sie przeslicznym Ukrainkom – od poniedzialku przez pol roku Azjatki i architektura socrealu. Lwow zima jest rowniez cudowny (choc snieg mial sie ku topnieniu). Moze nawet lepiej ze Bialorus wizy wprowadzila…No to jeszcze zjem jakiegos ukrainskiego ziemniaka (majonez i ketchup juz jadlem), napije sie piwa, i w droge do Moskwy. Pozdrawiam

    Read Full Post »