W Kirgistanie Wielkanoc nieoficjalnie wypadła nam w kwietniu. Stowarzyszenie Polaków wystawiło „Wesele” pod kierownictwem Anny J. i przygotowało wielkanocny stół dla lokalnej Polonii. Były pisanki, była kiełbaska, były ciasteczka, było sympatycznie. Było też nader refleksyjnie. Jako że święto religijne raczej, to refleksyjność i z tego koszyczka była. Święto jak święto jednak, jajeczkiem można się podzielić, z przyjaciółmi spotkać, wodą oblać, wódę polać, wiosną cieszyć, nowym życiem budzącym się wokół – stare dobre pogańskie obyczaje. Dla niektórych jest to też umowny czas wspominania pewnych wydarzeń z jaskini gdzieś na Bliskim Wschodzie. I o nich chciałbym krótko. Na spotkanie wielkanocne lokalny przedstawiciel Papy Rimskiego przywiózł ze sobą dzieci z biednych rodzin. Pomagała mu w zbieraniu nieszczęścia siostra zakonna. Przywieźli ze sobą bardzo sympatyczne młode osoby których życie nie rozpieszcza. Bardzo szczytna idea, bardzo ładnie że Kościół chce pomagać… ale przy okazji dzieci już od najmłodszych lat uczone są, że nie ma pomocy za darmo. Wszystkie musiały nauczyć się wierszyków o Chrystusie oraz przygotować prace plastyczne o Wielkiej Nocy. Podczas recytacji niektóre wygłodniałymi oczyma spoglądały co jakiś czas na ciasteczka i kiełbaski leżące na stole. Gdy już wszystkie zaprezentowały swoje poświęcenie dla wiary, mogły rzucić się na jedzenie. Wiem że świat jest okrutny, że duże organizacje raczej wolą operować na wygłodniałym rynku producenta niż rynku najedzonych konsumentów, ale żeby oferować dzieciom kiełbasę w zamian za duszę? Ot tak kiełbasy dostać niestety nie można. Nawet ciasteczek.
Żyjąc w Polsce powinienem być przyzwyczajony do działań propagandowych różnych organizacji religijnych, i cała sytuacja z Paschą dziwić mnie nie powinna. Lecz zdziwiła. Zdziwiła dlatego, iż od obecności wiary w życiu codziennym, przybierającej różne nazwy, się odzwyczaiłem. Mieszkam w muzułmańskim kraju – czytam lokalne gazety, oglądam lokalną telewizję, a o tym że jest to podwórko Allaha przypominają mi jedynie restauracja „Faiza”, gdzie alkoholu nie podają, i przystanek autobusowy „Meczet” (jest też jednak przystanek „Cerkiew” – dla równowagi religii, i „Cyrk” – łączący dwa poprzednie). Żeby znaleźć się w społeczeństwie doświadczającym tak agresywnego marketingu ze strony religii, jak to ma miejsce w Polsce, do Iranu musiałbym się chyba udać. Patrzyłem na dzieci jedzące nagrody za wyznanie wiary i próbowałem odnaleźć pozytywy całej sytuacji. Sobota była upalna, więc pomyślałem o miłych chłodku jaki dają ciężkie romańskie budowle. W gorące lato prawdziwy luksus, a i sztuką można się przy okazji napoić, dotknąć wieków. W Kirgistanie jednak na kilkusetletnie kościoły dzieci liczyć nie mają co. Po dłuższej chwili rozmyślań również Monty Pythona sobie przypomniałem. Swego czasu wypytywałem muzułmańskich kolegów o twórczość brytyjskich komików, lecz żadnemu znana nie była. Śmiem jednak przypuszczać, że Latający Cyrk nie za bardzo byłby w stanie ich rozśmieszyć. Podziękować wypada więc religii chrześcijańskiej za umiejscowienie mnie w sytuacji kulturowej umożliwiającej odbiór geniuszu komedii XX wieku. Mam nadzieję że dzieciaki kiedyś obejrzą „Żywot Briana”, i będą się w stanie zaśmiać, i również swojemu wyznaniu podziękują za to. Nawet jeżeli za karę nie dostaną kiełbaski na kolację.
Zdaję sobie sprawę, że dzieciaki mogły nauczyć się wierszyków i wykonać prace plastyczne z miłości do Boga. Ale kiedyś byłem dzieckiem, nawet zwerbowano mnie na ministranta, i nie sądzę że kilka tysięcy kilometrów od Polski zainteresowania dzieci z jeżdżenia rowerem i grania w piłkę mogą skierować się ku Absolutowi.
Read Full Post »