Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Maj 2008

Alamedin

Kolejna niedzielna wycieczka miała jako swój punkt docelowy dolinę Alamedin. Była to już trzecia wizyta w tym urokliwym miejscu na przestrzeni prawie roku. Poprzednie miały miejsce w październiku, podczas pierwszych opadów śniegu, ostatnia podczas pierwszych wiosennych upałów. A upały są nie byle jakie. Gdy o godzinie 7.00 szedłem na autobus, termometr na ratuszu pokazywał 23 stopnie, w plusie oczywiście. Po godzinie dziewiątej było już ponad trzydzieści stopni. Człowiek się męczy, głowa od słońca boli, aparat nie radzi sobie za dobrze ze zbytnio oświetloną scenerią i trzeba posiłkować się trybem manualnym. Mogę jedynie powiedzieć że jest sposobność ku szybkiemu opaleniu się, jeśli dla kogoś jest to plusem. Jesienią szliśmy wschodnią stroną doliny, tym razem zwiedzona została strona zachodnia. Przechodzimy przez bramę kurortu, mijamy basen z termalną wodą i idziemy ku zabudowaniom noclegowym. Na wysokości stołówki schodzimy do koryta rzeki. Przekraczamy rzeczkę Alamedin korzystając z metalowego mostku. Jest on dosyć wąski, i dosyć śliski, przy deszczu dosyć aby się poślizgnąć. Następnie przez około 2 godziny idziemy ścieżką ku charakterystycznej, owalnej górze Kara-Too (Czarna Góra). Po stronie wschodniej widzimy cudowny szczyt z nawisem śnieżnym. Jest to północna Alamednińska Ściana (4550m n.p.m.). Poprowadzonych jest nią kilka bardzo interesujących tras wspinaczkowych o stopniu trudności 5A w rosyjskiej skali. Zdaniem Michaila Michailowicza, poza piękną drogą, zaletą tej góry jest również mała popularność. Wszyscy ładują się do Ala-Archa, i dzięki temu tutaj mamy ciszę i spokój. Do Alamedińskiej Ściany idziemy skręcającą w prawo dolinką, w górę strumienia, znajdującą się naprzeciw Kara-Too. Tam jednak nie poszliśmy. Jesteśmy nadal po stronie zachodniej, przed Kara-Too. Skręcamy w prawo, i idziemy w górę strumienia. Po kilkunastu minutach dochodzimy do niewielkiego, lecz bardzo urokliwego wodospadu. Można się pod nim trochę popluskać, woda nie jest strasznie zimna, a dno przystosowane przez naturę do chodzenia boso. Poza tym woda jest pitna, więc zapasy można uzupełnić. Ciekawostką jest rosnący tam rabarbar. Nie wiem czy z natury się tam ulokował. W każdym razie jest. Cieszył się jednak sporą popularnością wśród wycieczkowiczów, więc w okresie letnim może już go nie być. Po odwiedzeniu wodospadu możemy zrobić sobie piknik w pobliskich zaroślach. Zaletą tych dwóch godzin spaceru od kompleksu betonowej noclegowni jest względna czystość lasu. Aż tak daleko autochtonom z kocami, garnkami, parasolami i ekwipażem śmieciogennym nie chce się chodzić. Pamiętajmy jednak, że my wcale nie musimy aż tak bardzo wtapiać się w otoczenie społeczne Kirgistanu, i bez żadnych konsekwencji możemy śmieci zabrać ze sobą. Wodospad i leżenie w lesie były głównymi atrakcjami owej wycieczki. Atrakcyjne były również współleżące wycieczkowiczki, jak to z atrakcyjnymi wycieczkowiczkami bywa. O dziewiętnastej byłem już w Biszkeku.

Uzyskane informacje od Michaila Michailowicza: na wzgórzach rozpoczynających dolinę Alamedin za dawnych czasów było bardzo dużo winorośli. Wino było dobre, i tanie (między innym miejscowy szlagier „Oczy czarne”). Niestety padł kiedyś pomysł, że trzeba walczyć z alkoholizmem, i krzewy wyrąbano. Plantacje zamieniono na pastwiska, i biednym Kirgizom została tylko wódka. Jakiś chory sens można jednak w tych działaniach odnaleźć – cholernie trudno przedestylować owcę. Poza tym warto wiedzieć, że kilka kilometrów od ośrodka wypoczynkowego, troszkę powyżej restauracji z drewnianymi domkami noclegowymi, jest źródełko przy krzaku obwiązanym fragmentami foliowych torebek. Woda wypływająca z tego miejsca wcześniej wędruje sobie niewielkim złożami srebra. Jak wiemy z reklam skarpetek, srebro ma właściwości bakteriobójcze. Podobno woda z tego źródełka może stać kilka miesięcy i się nie zepsuje. Dla miłośników chomikowania wody jak znalazł. Wypiłem dwa litry, i żadnych problemów żołądkowych nie miałem, więc chyba na bakterie układu pokarmowego aż tak silnie nie działa.

Do galerii, dla porównania, wrzuciłem zdjęcia ze scenerii zimowej i wiosennej.

Pozdrawiam

Read Full Post »

Dzień Zwycięstwa

9 maja obchodzony jest w Rosji Dzień Zwycięstwa, koniec Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Biszkek na tą okoliczność został przystrojony plakatami, trochę posprzątany, a na Placu Zwycięstwa odbyła się skromniutka uroczystość z przemową prezydenta Bakieva, i jeszcze skromniejsza defilada. Widać było pewne różnice między Moskwą a stolicą Kirgistanu. Dla weteranów zostały ustawione namioty wojskowe z darmowymi posiłkami i, jak mówiła nam lektorka, z darmową wódką aby przypomnieli sobie polowe warunki i radzieckie sposoby poprawiania morale żołnierzy. Sprawdzić tego mi się nie udało, gdyż dostępu do namiotowego miasteczka strzegła policja. Poza tym miasteczko też było skromniutkie. Od zakończenia wojny minęły 63 lata, i weteranów zbyt wielu już nie zostało. Poza tym wczorajszy dzień był strasznie upalny i co jakiś czas obsługa karetki musiała udzielać pomocy zebranym bohaterom minionego wieku, więc po tym święcie może być ich jeszcze mniej.

Święto święto, i po święcie. Co z niego wyciągnęliśmy? Że wojna jest zła, że faszyzm jest zły, że nienawiść wobec człowieka może przerodzić się w okrucieństwo na niespotykaną skalę. Nacjonalizm też jest fuj. Kirgizi ze smutkiem wspominali jacy to źli byli faszyści kilka tysięcy kilometrów od Centralnej Azji, 70 lat temu, a na ich własnym małym podwórku zaczynają dziać się podobne rzeczy. Jeszcze sporo im do Rosji brakuje pod względem agresywności nacjonalizmu, lecz ziarnko do ziarnka i… Niestety moje doświadczenia na tym polu są uboższe od tych, którymi dysponują Ania i Kuba, lecz czekając na ich opis, postaram się małe conieco powiedzieć. Przede wszystkim poza obchodami Dnia Zwycięstwa Kirgizi zdają się i w inny sposób nawiązywać do tamtych czasów. Powoli rodząca się nienawiść w narodzie kirgiskim działa na dwóch frontach. Z jednej strony, nienawidzą Chińczyków za to, że praktycznie wszystko w KG, jest wyprodukowane przez nich, i że pracują wydajniej za mniejsze pieniądze. Z drugiej strony, nienawidzą Zachód, za to że przyjeżdżają z niego bogaci turyści, i mogą sobie pozwolić na dużo więcej niż lokalni mieszkańcy – zostawiają dużo zielonych, to niech przyjeżdżają, ale lepiej żeby zielone bez nich przyjeżdżały, jak ruble za czasów ZSRR. Z trzeciej strony jest uwielbienie dla Rosji, w której rocznie mordowanych jest około 20 Kirgizów na tle rasowym. W latach trzydziestych podobna nienawiść wobec przedsiębiorczych Żydów panowała. Na szczęście Kirgizi to nie Niemcy, panujący tu burdel nie pomoże stworzyć czegoś na wzór III Rzeszy. Jednak już samo wzorowanie się jest niebezpieczne.

Kirgistan zdobył sobie miano kraju wyjątkowego, gdzie tysiącletnia tradycja nomadyczna pozwala wyzbywającemu się zachowań rodzinnych Człowiekowi Zachodu doznać prawdziwej gościnności. Gdzie będąc zaproszonym do jurty na poczęstunek możemy poczuć bezinteresowne przywiązanie do tradycji ugoszczenia przybysza czym chata bogata. Taką mniej więcej miałem opinie o tym najbardziej otwartym kraju Azji Centralnej. Wyrobiłem ją sobie czytając różne fora dyskusyjne, blogi, przewodniki, relacje z podróży, jednym słowem wszystko co wyrzuciło Google. Minął rok pobytu, i trzeba powiedzieć, że równie dobrze możemy spodziewać się wampirów jadąc do Transylwanii co kirgiskiej gościnności. Legendarna gościnność ludu nomadycznego jest legendarna gdyż jest legendą. Cenna w tym momencie jest uwaga Ani J., o myleniu ciekawości z gościnnością. Obcokrajowiec jest raczej zapraszany i goszczony w celu zaspokojenia ciekawości niż z potrzeby serca. Dawnym dawno wędrowcy byli jedynymi nosicielami informacji, więc na pogaduchy można było ich zaprosić. Poza tym nigdy nie wiadomo było kto do naszej jurty zapukał, i czy przypadkiem w wyniku złego ugoszczenia rano nie zawitają do nas jego kumple najpierw gwałcąc nasze owce, rodzinę, a na końcu pana namiotu.

Podczas majowego weekendu pobita i zgwałcona została w wiosce Chong-Aryk studentka z USA. Wybrała się samotnie na spacer po wzgórzach otaczających Biszkek. Gwałcicieli było czterech, najmłodszy miał 13 lat. Może być to oczywiście przestępstwo na tle seksualnym jakich wiele w Kirgistanie (rozgrywają się w domowym zaciszu przeważnie, więc turystów nie dotyczą). Ostatnimi czasy niestety odnoszę wrażenie, iż równie dobrze może być zakwalifikowane do przestępstw na tle narodowościowym. Kirgistan się zamyka, i nie jest to tylko moja opinia. Przyjeżdżając tutaj nie musimy obawiać się oczywiście, że już na lotnisku nas wyruchają, no może taksówkarze na kasę. Z niektórymi legendami trzeba walczyć, dla własnego bezpieczeństwa. Kirgistan nie jest jakimś wyjątkowym krajem. Wszędzie musimy mieć się na baczności, żeby przypadkiem gościnnie nie poczęstowano nas zamiast zieloną herbatą, czterema rodzajami spermy.
We wrześniu opisywałem jedną z komedii pokazywanych na festiwalu, opowiadającą historię tradycyjnego porwania kandydatki na narzeczoną (muszę pamiętać żeby kupić ten film na bazarze). Po historii z gwałtem na Amerykance przypomniał mi się film lekko zbliżonej tematyce, za to widzianej oczyma Europejczyka. Dogville Larsa von Triera. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że dla niektórych Kirgizów byłby on komedią. Fabuła tego filmu przypomina troszkę Królewnę Śnieżkę i 7 krasnoludków. Akcja dzieje się w latach trzydziestych. Grace, uciekając przed gangsterami, przybywa do zapomnianego przez czas miasteczka Dogville. Społeczność obiecuje ukrywać ją, w zamian za pracę na ich rzecz. Z czasem wymagania stają się coraz większe…Dobro krasnoludków okazuje się relatywne, i po pewnym czasie możemy odnieść wrażenie, że lepiej było zostać ze złą macochą. Narzekacie na zepsucie w USA i Europie? Kirgistan nie jest najlepszym miejscem na ukrycie się przed złym światem. Może okazać się, że z deszczu pod rynnę wpadliście. Jeszcze raz powtórzę, nie jest to oczernianie Kirgizów, a jedynie weryfikacja legendy. Na świecie jest ogólnie przejebane, i Kirgistan nie jest tu wyjątkiem. Jak wszędzie trzeba szukać dobrych i przyjaznych ludzi. Problem z wiarygodnością relacji z podróży polega na tym, że turysta styka się z danym autochtonem przez krótki okres czasu. Przez kilka minut to i ja potrafię być uprzejmy i gościnny. Nazbiera się więc takich pojedynczych, krótkotrwałych chwil dobroci, zsumuje je, i już gotowy fałszywy obraz całości. Dopóki prawdziwie dobrych ludzi nie znajdziemy, zalecam ostrożność. Zalecam ostrożność również w tym co mówimy, gdzie mówimy, i do kogo mówimy. Zamykanie się kraju wymaga rozbudowy aparatu kontroli, ale o tym niedługo Ania i Kuba napiszą.

Read Full Post »