Dagestan słynie ze swojej gościnności. Jednak bywają różni goście, i bywają różni gospodarze. Dobrze jest być zaproszonym przez odpowiednie osoby, co nie ulega wątpliwości. Czasami jednak brakuje nam takich osób, i trzeba je sobie poszukać. My znaleźliśmy zastępcę dyrektora uniwersytetu w Derbencie i dzięki staraniom pewnej osoby zostaliśmy zaproszeni do prawdziwej perełki Kaukazu. Znaleziono nam hostel, zapraszający nas Ramis cały czas służył swoją Ładą jako środkiem transportu, a gdy brak czasu mu nie pozwalał zajmować się nami, oddelegowano nam kierowcę i służbową Wołgę (zdecydowanie lepiej mieści 6 osób).
Noclegi. Hostelik mieliśmy tuż przy plaży, dniami i nocami towarzyszył nam szum Kaspijskiego Morza. Pokój dwuosobowy po sezonie kosztuje ok. 1000-1200 rubli, i była to jedna z tańszych opcji na nocowanie na początku listopada w Derbencie. Można znaleźć nocleg za 250 rubli, lecz spokoju nikt w tych miejscach zagwarantować nie może. Podobnie jak i w takich za 2500 rubli. Jedyną różnicą jest klasa i wygląd tzw. „jednodniówek” snujących się po korytarzach. Nasz hostelik „Teremok” poza młodym zarządcą mającym problemy z dodawaniem i mnożeniem zapewnił nam śniadania (dodatkowo płatne: 30 rubli). Pierwsze śniadanie bazowało głównie warzywach i różnych konfiturach, więc normalnie. Niestety następne bazowały już na gotowanej baraninie z ziemniakami, więc po tygodniu człowiek zaczynał myśleć o wegetarianizmie. W pokojach trochę brudno, na plaży też dosyć brudno, lecz nie zważa się na takie problemy, gdy koniak poniżej 20 zł za butelkę, a za 40 kupuje się już leżakowany przez 7 lat.
Gościnność. Kaukaz w świecie słynie ze swej gościnności, a na Kaukazie ze swej gościnności słynie Dagestan. I dało się to odczuć w każdym momencie naszego pobytu. Od zapewnienia nam transportu, poprzez bezpłatne wstępy do obiektów historycznych i przewodników, po płacenie za nas w restauracjach. Niestety z ostatnią tradycją mieszkańcy mają spory problem. Tradycja zobowiązuje, lecz wynagrodzenia na uniwersytecie niestety nie uwzględniają tego. Pozwoliliśmy zapłacić za pierwszą kolację w restauracji i na tym tradycji powinno stać się zadość. Lecz nasz opiekun Ramis za każdym razem próbował zaprezentować nam ten element gościnności, polegający na zapewnieniu pożywienia swoim gościom. Trzeba było niby wychodzić do toalety i szukać kelnera, odwracać uwagę Ramisa i prosić o rachunek dla nas, lub startować w wyścigu do kasy. Smutnym faktem jest, że nasze hiszpańskie i włosko-słoweńskie koleżanki podróży nie były w stanie pokazać dobrego wychowania, i gdyby nie polsko-egipskie starania nasz opiekun popadł by w ruinę. Ileż można płacić za bujanie się pięciu osób po restauracjach przez tydzień? One jakoś nie rozumiały, że gdy jedziemy samochodem Ramisa za damkę, i ten po drodze zajeżdża do warsztatu aby zapłacić za wymianę uszczelki 2500 rubli, lekkim nietaktem jest wykorzystywać jego gościnność i pozwalać zapłacić rachunek w restauracji na ponad 1000 rubli. Były próby przeprowadzenia lekcji wychowawczych, lecz Zachód wydawał się być niereformowalny. Może problem tkwił w płci…..
Poza odwiedzaniem restauracji i próbowaniem wszystkiego co się dało z lokalnej kuchni, nasze dni wypełniało zwiedzanie i spotkania ze studentami.
Studenci. Jako że przyjęliśmy rolę delegacji obcokrajowców chcącej poznać kulturę Dagestanu, trzeba było ją zagrać dobrze. Przygotowaliśmy krótkie wzmianki o swoich krajach plus opis systemu edukacji i przedstawienie możliwości studiowania na naszych uczelniach dla obywateli Federacji Rosyjskiej. Spotkań w sumie mieliśmy kilka, i każde przebiegało według podobnego schematu. Nasz wstęp, ich pytania. Nasz wstęp podobny jeden do drugiego, ich pytania podobne jedne do drugich. Pracownicy pytali się o wynagrodzenie na naszych uczelniach i popularność łapówek w relacjach student-wykładowca jako formy zaliczania zajęć, a studentów interesowały tematy damsko-męskie i sport (hiszpańska i włoska liga). Po pierwszym spotkaniu niemal pewni byliśmy, że padnie pytanie o to, w jakim wieku w naszych krajach bierze się ślub i dlaczego za mąż wychodzą przeważnie stare panny (22-23 lata i starsze). Pragnę w tym momencie zaznaczyć moim koleżankom przyjeżdżającym na Kaukaz, że wraz z przekroczeniem granicy, automatycznie stają się starymi pannami, i często w rozmowach będą tak traktowane. Bezdzietne również. No country for old men. Nas z kolei zainteresowało, dlaczego tak wcześnie wychodzi się za mąż (22-23 lata i młodsze), oraz jak wygląda kwestia rozwodu w tradycji muzułmańskiej. Jak nam objaśniono, rozwieść się można, co należy dać na plus. Według obyczaju, wystarczy że kobieta powie trzy razy „odejdź” i to powinno wystarczyć do przerwania pożycia małżeńskiego. Jak praktyka wygląda, trudno powiedzieć, jednak sama tradycja trzykrotnego wypowiedzenia zaklęcia wydaje się być bardzo interesującą i godną zaszczepienia na naszym gruncie po lekkim przystosowaniu go do naszych realiów poprzez zastąpienie słowa „odejdź” rzuceniem jakimś mięsem. Jednak co po odejściu? Tutaj już tak różowo nie jest. Mężczyzna powinien zapewnić swojej przyszłej żonie dach nad głową, co bardzo dagestańskie dziewczęta podkreślały i z czego były dumne. Jednocześnie sprawa rozwodu pokazuje, że tak naprawdę mężczyzna zapewnia sobie dach nad głową, i jakby przypadkiem jednocześnie swojej żonie. W przypadku rozwodu kobieta odchodzi bez niczego, majątek przypada mężczyźnie. Staje się więc przed logicznym wyborem między koniunkcją a implikacją , czy lepiej z życiem do dupy, i dupa pod dachem, czy lepiej z dupą bez dachu i przez to z życiem do dupy. Sytuacja trudna, lecz jakże wzmacniająca rodzinę i zapewniająca długie pożycie małżeńskie. Jak by nie było, młode studentki chcą wyjść za mąż. Sens studiowanie jednak trochę traci, gdyż to, czy dziewczyna będzie pracowała po ślubie czy nie, zależy od decyzji męża. Szczęście w nieszczęściu, że do Dagestanu pogoń za pieniądzem dotarła, więc zazwyczaj mogą/muszą dziewczęta wykorzystywać wiedzę którą zdobyły. Zdarzają się jednak i takie przypadki, że wysyła się córkę na studia jedynie po to, aby podnieść jej wartość jako przyszłej żony i zwiększyć szansę na znalezienie odpowiedniego męża – a potem rola strażniczki ogniska domowego. Gdy tak sobie rozmawialiśmy o tradycjach weselnych, wstało dziewczę lat 18 i powiedziało rozradowane, że za dwa dni wychodzi za mąż, i chciało by zaprosić nas na wesele. Po czym pokazała chłopca w kącie sali wykładowej i oznajmiła, że to on jest tym szczęśliwcem. Szczęśliwiec na szczęśliwego nie wyglądał, przytaknął tylko dla potwierdzenia wybranej drogi życia. My rozradowaliśmy się bardziej niż on, i przyjęliśmy zaproszenie.
Wesele. Wesele odbywało się w czwartek a sala bankietowa znajdowała się ok. 15km od Derbentu. Powiedziano nam, że obecnie tyle młodych osób bierze ślub, że Derbent nie jest w stanie pomieścić wszystkich imprez w swoich granicach w jednym, sobotnim dniu, więc wesela odbywają się w dowolny dzień tygodnia. Minimum zaproszonych gości to 200 osób, i uważane jest za wesele skromne. Średnią wyznacza przedział 300-500 gości a największe sale bankietowe zapewniają miejsce 1000 biesiadnikom i nie tak rzadko zdarza się, że są zapełniane. Niekiedy na taką imprezę rodziny biorą kredyt, lecz dobrze zorganizowane wesele pozwala zarobić na odsetki. Preferowanymi prezentami są koperty, a ich zawartość powinna zapewnić pokrycie kosztu wypitego alkoholu i zagryzek. Do tego wesela organizowane są dwa: jedno dla pana młodego, i jedno dla pani młodej. Czasami rodziny dogadują się, i wynajmują salę mogącą pomieścić owe dwa pół-wesela, lecz bawią się oddzielnie. Co wartego zapamiętania? Elementem wprowadzającym do tańca jest wygłoszenie życzeń przez wyznaczone osoby, prawdopodobnie przedstawicieli zaproszonych rodzin. Składamy życzenia, zapraszamy w taneczne kółeczko, i w tym kółeczku zbieramy pieniądze dla młodej pary. Tańczą przeważnie młode osoby. Nie za bardzo zrozumiałem komu pieniądze trzeba dawać, tym bardziej że często te same banknoty wracały do obiegu rozdawane przez inną osobę, i innej trzeba było je wręczać. Były to drobne kwoty rzędu 50 rubli. Inna ciekawostka: na stole nie było noży. Względy bezpieczeństwa usankcjonowane tradycją. Tradycja mi znana, gdyż kiedyś piliśmy w akademiku na korytarzu, i przyszło przenieść się do kuchni. Zanim zasiedliśmy do stołu, Mustafa pozbierał wszystkie noże które były w zasięgu wzroku i schował je do szuflady. Schabowe na muzułmańskich weselach zbytnią popularnością się nie cieszą, a i na tym ich nie podano, więc rzeczywiście noże były by zbyteczne. Trzecia, największa moim zdaniem z ciekawostek. Wesele trwa 3-4 godziny, zaczyna się zazwyczaj o czwartej po południu. My w okolicach 20stej byliśmy już w hostelu, a i tak nasz powrót przeciągnął się z powodu postoju na milicyjnym punkcie kontroli (wracaliśmy w 6 osób i przyszło mi obejść posterunek). W tym miejscu, warto zadać sobie pytanie: jak wygląda porównanie z polskim weselem? Przede wszystkim na mój gust nuda. Można zobaczyć, ale wzorować się nie ma co. Dobrze że się spiłem. Tańczą tylko młodzi, reszta siedzi przy swoich stołach i nie wygląda na chętną do integracji. Do tego nie tańczy się w parach (co może być jakoś związane z brakiem noży na stołach). Było by bardzo milo skorzystać z faktu, że alkoholu pod dostatkiem, a na parkiecie średnia wieku nie przekracza 22 lat. Tempo picia zabójcze, bo tylko kilka godzin a alkoholu sporo (można go nie wypić, lecz skoro już postawili…). Do tego jeśli tempa nie wytrzymasz i pójdziesz sobie spokojnie zwymiotować, gdy wrócisz z odpoczynku może się okazać, że przyjdzie pocałować klamkę, bo weselisko się skończyło. Jedzenie jest dosyć odpowiednie na zagryzkę, lecz ze względu na dużą liczbę gości serwowane raczej na zimno. Były szaszłyki, pierożki, różne sałatki i owoce, lecz…..brakowało schabowego. Flaczków, rosołu, barszczu też. Brakowało wielu rzeczy które pozwalają pić do rana. I szkoda, że ze względu na trzygodzinne wesele nie są wcale potrzebne. Posiedzieliśmy, popiliśmy, potańczyliśmy i pojechaliśmy. W drodze powrotnej po wino do sklepu (znów minus dla Dagestanu, bo nie dają gościom wódki na odjezdne), spacer po plaży z którego pamiętam połowę i spać.
Alkohol. Tutaj krótko, bo alkohol tam jest, i ta informacja podróżnikom powinna wystarczyć. Dagestan może ugościć nas bardzo dobrymi różowymi winami typu Rozalia o kolorze czerwonym i wyśmienitymi koniakami. Jeśli będziecie w Dagestanie, warto zabrać ze sobą kilka butelek, gdyż w takim Piatigorsku są droższe już o 50%. Spotkania z kadrą naukową Derbentu nie mogły odbyć się bez alkoholu i toastów za drużbę narodów, co bardzo sobie chwaliłem i doceniałem wartość znajomości zawartych w takich okolicznościach. Pół litra na stole wydaje się być oczywistością, co jest niezwykle przyjemnym podejściem do obecności alkoholu w życiu akademickim, i nie tylko. Na korzyść Rosji muszę powiedzieć, że kultura picia tu wysoka a i tradycja picia przebogata, do picia zdrowe podejście. Do tego od wódki się nie ucieka jak od zła wszelakiego, choć gdy jakaś katastrofa się wydarzy, jako możliwą przyczynę na drugim miejscu prawie zawsze alkoholizm podają. Osobiście wódkę lubię.
Jest sobie reklama w rosyjskiej tv marki napojów owocowych „Sok rodzinny”, która pozwala w dość fajny sposób zaobserwować podejście do picia. Scenka wygląda tak: za stołem siedzi matka, krząta się córka-nastolatka, a ojciec trzyma na rękach chłopczyka mniej więcej 5 letniego który pije mały kartonik „Soku Rodzinnego”. Gdy chłopczyk kończy, ojciec mówi „zuch, 200 gram jednym machem”. Przeszło by u nas? Reklama znaczy się, bo 200 gram przechodzi o ile pamiętam.
I tym miłym akcentem kończę opowieść o Derbencie. O zabytkach tego miasta dużo napisało już Google.
I jeszcze jedno: jeśli nie boicie się jechać do Petersburga, do Derbentu spokojnie możecie się wybrać.
Read Full Post »