Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Listopad 2007

A tak sobie pomyslalem o jedzeniu

Dawno dawno temu, napisałem, że napiszę coś o tutejszym jedzeniu. Lecz moja wrażliwość na doznania kulinarne jakoś nie rozwinęła się za bardzo, więc nadal w Lagmanie widzę spaghetti z rozwodnionym sosem, a w Ashlyamfu zimny Lagman – o takich obserwacjach aż pisać nie wypada. Pewną nowością są wspomniane samsy: kształt pieroga, mięsny farsz (smażona cebula + baranina), ciasto takie samo jak na lepioszkę. Jest też wersja z ciastem „francuskim” jako otoczką, ale ich unikam. Takie coś kosztuje 15 somów. Jeden to całkiem duża przekąska, dwa samsy mogą już pełnić rolę posiłku. Warieniki zazwyczaj podawane są w miseczce i zalewane czymś w rodzaju tłustej wody. Być może jest to rosół. Co do reszty, to różnic między tym co jadamy w Polsce, a co jadają Kirgizi, żadnych nie widzę. Za to pewnego wieczoru podczas doskonalenia języka rosyjskiego za pomocą rozmowy z Chińczykami, temat zszedł na jedzenie. A to za sprawą świeżo przybyłej do akademika grupy Chińczyków z południa. Do tej pory była tu sama północ. Na początku zostałem poinformowany o dwóch faktach dotyczących południowców: po pierwsze, że ich akcent jest do dupy, i trudno ich zrozumieć. Ja różnicy nie zauważyłem. Po drugie: że z tego co lata w powietrzu, to nie jedzą samolotów, a z tego co przemieszcza się po ziemi, to nie jedzą samochodów. Jako przykład podane zostało mi kilka potraw. Pierwszą jest świński penis podawany ala szaszłyk. Owijają go wokół szaszłykowego patyka, i grillują. Potrafiłem sobie to wyobrazić. Drugą jest potrawa znana miłośnikom przygód Indiany Jonesa, a mianowicie mózg żywej (do czasu oczywiście) małpy, zalewany gorącym olejem. Małpa jest w skrzynce, głowa wystaje, otwieramy głowę, wlewamy olej, jemy. Wydaje się nieskomplikowane:) Trzecią potrawą, i ta mnie trochę zaskoczyła, jest coś co Gu Wei nazwał „Trzy Pi”. Być może przysmak Chińskich matematyków. „Trzy Pi” to nowo narodzone, nieowłosione dwudniowe myszy. Bierzemy małą myszkę w pałeczki. Myszka robi „pi” po raz pierwszy. Maczamy myszkę w sosie sojowym z przyprawami, i myszka robi „pi” po raz drugi. Bierzemy myszkę do ust, gryziemy, i mamy ostatnie, trzecie „pi”.

Małe co nieco o Islamie u Chińczyków w związku z tematem jedzenia i powyższymi przykładami. Nie znam zapisów w prawie kanonicznym Kościoła Katolickiego (czy w jakiejś innej instrukcji obsługi katolika), ale nie sądzę żeby były tam zakazy dotyczące mózgu małpy. Chyba ze względów estetycznych nie przyszłoby nam do głowy, żeby otworzyć w pegeerach hodowlę małp rzeźnych. A Chińczykom musiano powiedzieć: nie jemy kotków, piesków, małpek i innych takich. O ile w sowieckich (starsi) czy zwesternizowanych (młodsi) Kirgizach nie widzę egzotyki, to powiem że Chińczycy potrafią mnie czasem zaskoczyć.  Świadczą o tym choćby zagadnienia kulinarne którym musiała sprostać islamizacja, rozpoczynająca się od miejsca, w którym mogłeś jeść owce, albo piasek, a która zawędrowała do miejsca gdzie jesz wszystko. Wydaje mi się, że dla Islamu Chiny są tak odległe kulturowo, że odległość ta jest w stanie generować komizm, który przecież szerzeniu wiary nie służy. Nie chcę powiedzieć, że chrześcijaństwo jest w jakikolwiek sposób lepsze: u nas również komizmu bez liku. To tyle:)

Pozdrawiam
 

Read Full Post »

Cos nowego, wewnetrznego

Dodalem zeszlotygodniowa podroz do miasta Karakol i okolic. Sam nie wiem co o niej myslec, ale sposob w jaki to napisalem, odzwierciedla do jakiegos stopnia, jaka ona byla. Tylko nie piszcie ze to chujowa relacja, bo wycieczka byla fajna:)

pozdrawiam wszystkich Polakow

Read Full Post »

Powrot

Oj, dlugo nie pisalem. Czesc powodow takiego stanu zostala podana w ostatniej podstronie, czesc powodow odnalazlem niedawno. Powody te trudno bylo znalezc, gdyz schowaly sie w zyciu codziennym. Byly to  ciezkie poszukiwania.  Zycie codzienne to nie jest taka prosta sprawa. Kazdy dzien podobny do drugiego, codziennie te same czynnosci, te same pory odwiedzin na stolowce, te same trasy pieszych wedrowek do kina, teatru itp. Okazalo sie (nie jest to jakies odkrywcze)  ze obnizylem swoj poziom percepcji. Przestalem patrzec na owe codzienne czynnosci, jako na odbywajace sie w Kirgistanie, a zaczalem postrzegac je jakoby zawieszone w prozni. Rownie dobrze moglbym byc wszedzie i oddawac sie codziennej konsumpcji dobr potrzebnych zwklemu, a nie podrozniczemu zyciu. Zezloscilem sie troche na siebie za ten zastoj w eksplorowaniu Azji Centralnej, i za kare wybralem sie na czterodniowa wycieczke do Karakol i okolic. To samobiczowanie przynioslo pozytywne bardzo efekty. Znow mam ochote na pisanie. Relacje wzbogace jednak o element zewnetrzny w postaci bloga wspoltowarzyszy ekspedycji: http://www.aniakuba.geoblog.pl Oni cos napisza, ja cos napisze, a wy prawde niczym wspolny mianownik wyciagniecie. O wizycie w Karakol juz niedlugo. PS: jest to po rowni zasluga odnowy checi pisania, jak i tego ze po dwoch tygodniach prad nam w akademiku wlaczyli, i moge kompa uzywac.

Read Full Post »