Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Maj 2010

Roczny wyjazd naukowo-turystyczny dobiega końca, i zarówno jego część naukową (rosyjski udoskonaliłem) jak i turystyczną można uznać za dokonaną. W ostatnim tygodniu maja odwiedziłem Czeczenię, i tym samym lista republik Północnego Kaukazu odwiedzonych przeze mnie została zapełniona. Co prawda w Inguszetii Magas i Nazran widziałem tylko z okien samochodu, lecz taka forma zwiedzania w przypadku tej republiki wydaje się wystarczająca. Może innym razem… Idąc z zachodu na wschód, przebywałem w Kraju Krasnodarskim, Adygei, Kraju Stawropolskim, Karaczajo-Czerkiesii, Kabardo-Bałkarii, Osetii Północnej oraz w Czeczenii i Dagestanie. Inguszetia – przejazdem. I wszędzie tam czułem się bezpiecznie i … szczęśliwie:)

Niby do Czeczenii i Groznego można wjechać bez problemów, lecz niekiedy można trafić na kontrole milicjantów, a to wiąże się z kontrolą dokumentów i papierów, których nigdy za wiele. Aby więc oszczędniej się prowadzić i nie wydawać kasy na łapówki, przyszło czekać na sprzyjające okoliczności, czyli znalezienie osoby towarzyszącej. W połowie maja przyjechał do Piatigorska Wiktor Osiatyński z małym wykładem o sytuacji Polski w Europie, budowaniu demokracji i stosunkach polsko-rosyjskich. Niezwykle ciekawa osoba z dużym bagażem doświadczeń o którym w interesujący sposób potrafi opowiadać. Miło było spotkać go na swojej drodze. Nocował on w pensjonacie Iskra, i los tak chciał, że w tym samym miejscu rozmieściła się reprezentacja Czeczenii i Dagestanu w odbywających się właśnie mistrzostwach Północnego Kaukazu w zapasach w stylu wolnym. Tam też poznaliśmy się z dwójką trenerów z Groznego, Rusłanem i Aslanbekiem. Niezwykle sympatyczne i kulturalne osoby, które w ramach zacieśniania stosunków międzynarodowych zaprosiły nas na wesele jednego ze swoich podopiecznych do Czeczenii. Obiecali transport i usługi przewodników, więc odmówić nie można było. Kilka miesięcy znajomi z Kabardo-Bałkarii wybrali się do Groznego swoim samochodem, lecz na granicy powiedziano im, że dopóki nie będzie z nimi Czeczena, niech nawet nie myślą o podniesieniu szlabanu. Czeczena nie znaleźli, więc zawrócili. My Czeczenów mieliśmy, więc takiej szansy zmarnować nie można było. Nasi przewodnicy przyjechali po nas z Groznego o umówionej godzinie 18 we wtorek. Niestety już podczas jazdy w samochodzie dowiedzieliśmy się, że wesela nie będzie jednak, gdyż umarł wujek panny młodej, i zostało ono odwołane. Z jednej strony kaukaska gościnność pozwala czuć się przeważnie bezpiecznie, lecz niekiedy gdy jedzie się w jednym samochodzie z koleżanką i dwoma trenerami zapasów na odwołane wesele w Czeczenii, możne przejść przez głowę myśl, że jednak jakaś zabawa będzie, ale ja wiele radości z niej nie wyciągnę. Droga jednak mijała w przyjaznej atmosferze, opowiadaliśmy sobie dowcipy o Czukczach i milicjantach, rozmawialiśmy o zapasach i odradzającym się sporcie w Czeczenii. Gdy przekroczyliśmy granicę z Osetią, nasi towarzysze udali się w pierwszej po drodze miejscowości do monopola. Wrócili z dwoma kartonami wódek, koniaków i wina, gdyż jak zostało nam wytłumaczone, sprzedaż alkoholu w Czeczenii jest zabroniona. Istnieje w Groznym kilka licencjonowanych sklepów z alkoholem, ale sprzedaż w nich odbywa się tylko w godzinach 8-10 rano. Podobno po wprowadzeniu ograniczenia, spadła drastycznie liczba bijatyk w lokalach (w lokalach podawać alkoholu też nie można). Gdy mijaliśmy ostatni posterunek i wyjeżdżaliśmy z Osetii, Aslanbek który był kierowcą, powiedział, że swędzi go ręka, więc jak głosi czeczeńska tradycja, zapewne szybko pozbędzie się gotówki. Po kilku minutach jazdy zobaczyliśmy migające światła w tylnej szybie i nawoływanie z megafonu do zatrzymania się. Jak się okazało, przejeżdżając przy posterunku i skręcając w lewo w drogę na Magas, Aslanbek pokonał zakręt zbyt szybko i najechał na podwójną ciągłą. Ze względu na liczne przypadki ostrzelania posterunków drogówki z przejeżdżających samochodów, wprowadzono obowiązek powolnego zbliżania się do takiego punktu kontroli pojazdów. Nam się trochę spieszyło, i Aslanbekowi przyszło negocjować wysokość mandatu (stargował na 1000rubli). Nie wywołało to zmartwienia u naszego kierowcy, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie jakby łapówkowej tradycji stało się za dość, i droga zaczęła wyglądać normalnie. Powoli zbliżaliśmy się do Inguszetii, i jak nasi zapaśnicy mówili, od teraz oddychać będzie się lżej, już wajnachskim powietrzem. Przejazd przez Inguszetię nie był zbyt interesujący. Ot typowa zabudowa domków jednorodzinnych. Wszystko wygląda schludnie i czysto. Drogi w lepszym stanie niż w Kraju Stawropolskim, a przy drogach stragany, sklepiki, stacje benzynowe sieci „Welcome”. Na pierwszy rzut oka spokojnie można wpaść do Magasu czy Nazranu na spróbowanie lokalnej kuchni w gościnnej atmosferze. Przed Czeczenią czekają nas trzy posterunki do pokonania. Jeden inguski, jeden czeczeński i jeden, jako specjalny gość, posterunek FSB. Na czeczeńskim posterunku jeszcze łapówka w wysokości 800 rubli za wwóz alkoholu, ale wszystko przebiega sprawnie, rutynowa kontrola dokumentów i jedziemy dalej. Posterunki graniczne wyglądały standardowo dla Kaukazu. Kilku żołnierzy z kałasznikowami, gdzieś na uboczu zaparkowany opancerzony Ural i to wszystko……norma. Spodziewałem się choćby jednego czołgu, czy transportera opancerzonego. Nic z tych rzeczy. Cisza, spokój, kultura. Jako że czeczeńscy milicjanci nie zatrzymują czeczeńskich samochodów, mogliśmy się przekonać że Łada spokojnie 150km/h na czeczeńskim powietrzu i ropie wyciągnie. Pół godziny remontowaną dwupasmówką i byliśmy w Groznym.

cdn

http://www.youtube.com/watch?v=1P2ZAhFWK28

http://www.youtube.com/watch?v=KEVTmUDMJz8

http://www.youtube.com/watch?v=zMWnxcjlTaA

http://www.youtube.com/watch?v=hkoNrtkwayc

http://www.youtube.com/watch?v=6tUgqiDfoBY

http://www.youtube.com/watch?v=3p4aaOtCx_o

http://www.youtube.com/watch?v=iwJloRarhF4

http://www.youtube.com/watch?v=8toUkAWBdQE

http://www.youtube.com/watch?v=nMyG4Jrl0Bk

http://www.youtube.com/watch?v=FqgeKshT0oI

Read Full Post »

Ot taka niedzielna wycieczka się nam trafiła. Koleżanki z Chin niedługo odlatują, i przyszło spędzić trochę czasu na łonie natury w ramach pożegnania. W Archyzie byłem już podczas pory jesiennej i zimowej, teraz przyszedł czas na wiosenno-letnią wizytę. Gdy rodzina na Kaukaz się zjedzie, jeszcze raz odwiedzę to miejsce. Chyba tyle razy w Zakopanem nie byłem. Średniowieczne świątynie chrześcijańskie już widziałem, teraz przyszła pora na obserwatorium astronomiczne. Jedno z największych w Rosji, położone na wysokości 2100, od kilkunastu lat średnicą 6m swojego lustra oddaje palmę pierwszeństwa innym obiektom badań astronomicznych, lecz i tak jego możliwości są na tyle duże, żeby szkolić młodych rosyjskich naukowców. Samo obserwatorium jakiegoś porażającego wrażenia nie robi, ale za to droga do niego o długości 17km, prowadząca z wysokości 1100 na 2100 z liczbą prawie 100 zakrętów i kierowcą wycieczki cieszącym się z nowego chińskiego autobusu i pragnącym  poznać na ile hamulcom może zaufać, wrażenie już robią. Zresztą kierowca był pozytywną postacią tego wyjazdu nie tylko ze względu na zamiłowanie do sportowej jazdy, lecz również biorąc pod uwagę jego gościnność. Pogoda z rana nie dopisywała, i kilka osób narzekało na ziąb. Gdy mieliśmy toaletowy postój, nasz szofer pobiegł do sklepiku, kupił butelkę koniaku, plastikowe kubeczki, i chętnym w autobusie serwował coś na rozgrzewkę. Zimno mi nie było, ale kto wie jakie nowe bakterie w Karaczajo-Czerkiesji mogą zaatakować, więc profilaktycznie skorzystałem z oferty. Okazało się to słuszną decyzją, gdyż już prawie na sam koniec spotkała nas nawałnica. Co prawda i tak siedziałem w kafuszce i czekałem aż przestanie padać, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.

A w następnym odcinku, Czeczenia i krótka wyprawa do Groznego.

Read Full Post »

Daliśmy się skusić moskiewskiej propagandzie, i na 9 mają postanowiliśmy wyruszyć do jednego z 12 miast-bohaterów ZSRR, Noworosyjska. W dniach 8-10 mają rosyjskie koleje mają 50% promocję na przejazdy, więc podróż wagonem płackartnym w dwie strony kosztowała jedynie 80zł. O paradzie wiele dobrego powiedzieć nie mogę, gdyż na plac centralny nie udało się dotrzeć. Tłumy ludzi, barierki i żołnierze skutecznie uniemożliwiali stanie się naocznym świadkiem 65 rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Udało się strzelić kilka fotek, posłuchać muzyki płynącej z oddali i to było by na tyle. Innymi słowy, parada rozczarowała. Choć zapewne w Moskwie również na Plac Czerwony byśmy się nie dostali. Za to w innej sferze Noworosyjsk wynagrodził nam z nawiązką trudy podróży – w sferze socjalnej. Otóż jest on największym portem Rosji, dużym centrum przemysłu cementowego i ośrodkiem transportu paliw, a ludność w większości rosyjska. Wszystko to spowodowało, że po przyjeździe z Piatigorska, stolicy okręgu kaukaskiego, przeżyliśmy mały szok, który czym bliżej wieczora się robiło, tym bardziej rósł w siłę. Zaczęło się od parady. Wszystkie oczy zwrócone w stronę głównej ulicy i przejeżdżających po niej czołgów, a za plecami zasyfione bramy kamienic, w nich nie mogący podnieść się pijacy, kilku z nich z załatwiająca swoje potrzeby fizjologiczne bez zdejmowania spodni. Jako że kolumna pojazdów pancernych już przejechała, można było zwrócić uwagę na ludzi stojących obok nas. Warto teraz wprowadzić do naszej opowieści termin „гопник” (gopnik). Gopnik to taki nasz polski „dres”, tylko z lekkim muzealnym odcieniem. Nie we wszystkich regionach Polski bywałem, lecz noworosyjskie gopniki najbardziej przypominają mi bywalców wiejskiej dyskoteki w byłym pegeerze niedaleko dziadków w latach 90tych. Cechy zewnętrzne: dres, lakierowane półbuty, grzywka pofarbowana na blond lub, również farbowany, „dywanik”, furażka w kratkę, złoty łańcuch na szyi, tuningowana Łada Samara. Cechy wewnętrzne: nie stwierdzono. Gopniki przesiadują, a raczej kucają, na przystankach autobusowych, w parkach, przed sklepami. Obowiązkowo jedzą pestki słonecznika, piją piwo lub wódkę. Dodatkiem do gopników jest ich płeć piękna. O ile kilkukrotnie zabroniono już nam fotografować dworce, fabryki czy posterunki milicji jako ważne dla bezpieczeństwa państwa, o tyle fotografować część kobiet w Noworosyjsku sami się baliśmy, przy czym nie zawsze było wiadomo czy sfotografuje się kobietę. Pierwotnym naszym planem było spędzenie nocy na plaży z piwem, lecz doszliśmy do wniosku że łatwiej ucierpieć tutaj niż w zamachu w Dagestanie. Po kilku wizytach w hotelach, i dowiedzeniu się, że najtańsza dwójka na obrzeżach miasta kosztuje 1500 rubli, znaleźliśmy taksówkarza który to pokój z dwoma łóżkami i podłogą dla trzech osób u babuszki znalazł nam za 700rubli. Za dowóz i informację skasował 300rubli. Po rozpakowaniu się poszliśmy na miasto. Na miejsce kolacji wybraliśmy Kafe u Jusufa „Express”, tuż obok teatru przy głównej ulicy. Na dobry wieczór trafiliśmy na przepychankę o wolne krzesła między młodymi Azerami i rosyjską rodziną. Szybko zjedliśmy po czeburieku i wypiliśmy po piwie, nie czekając zanim po „kurwach” zaczną latać butelki. Następnie przenieśliśmy się na dyskotekę za 50rubli organizowaną we wspomnianym już teatrze. Tyle samo kosztował mnie kilka tygodni temu bilet do ZOO w Nalczyku, lecz wrażeń zapewnił dużo mniej. Jako że było dosyć ciemno, parkiet w pierwszej chwili bardziej przypominał rozgrzewkę statystów do „Nocy żywych trupów” niż do „Gorączki sobotniej nocy”. Przysiedliśmy z Ramezem na krzesła rozstawione po obwodzie sali, lecz wszyscy otaczający nas ludzie mieli jakiś taki wzrok tęskniący za rozumem, a koleżanki spotkały w toalecie 120kilowe bezzębne dwudziestolatki w sukniach balowych z mojej studniówki, więc czym prędzej ewakuowaliśmy się. Wehikuł czasu do lat 90tych lub bal w psychiatryku. Spokojnie spacerkiem zahaczając o monopolowy wróciliśmy do naszej kwatery. Gdy rano poszliśmy na śniadanie na dworzec autobusowy, połowa gości „zakusocznej” była już pijana, część spała na stole. Gdy żyje się na Kaukazie, a w TV mówią o zapijającej się na śmierć Rosji, trudno w to uwierzyć. Jednak kilkaset kilometrów na północ dowody wiary zaczynają już się pojawiać. Gdy wracałem od pograniczników, kobieta w taksówce opowiadała, jakim to wydarzeniem na osiedlu we Władykaukazie w latach 90tych było, gdy ktoś w godzinach obiadowych zataczając się wracał do domu. Plotki kilka dni nie cichły. Do teraz trudno spotkać napierdolonego człowieka na ulicach Piatigorska, Nalczyka czy innego kaukaskiego miasta. Noworosyjsk to inna bajka, z trochę smutniejszym zakończeniem. Na Kaukazie też się pije, jednak kultura picia inna, bardziej skryta i okraszona toastami, kolejnością picia trunków i innymi takimi. Północ postawiła na efektywność procesu a nie efektowność. W poniedziałek przed odjazdem na kilka chwil wyskoczyliśmy jeszcze za miasto, nad jeziorko. Abrau jest sympatycznie położoną miejscowością, z ładnym parkiem, miłym jeziorkiem i rozlewnią ruskiego szampana. Niestety czasu nie starczyło, a ochota była wielka, żeby zobaczyć na wycieczce po fabryce (wraz z degustacją), jak robią te pomyje, po których kac jest najgorszy na świecie. Cztery kilometry od Abrau położona jest już nadmorska wioska Diurso. Plaża kamienista, wąska, ale ze względu na wzgórza opadające wprost do morza, niezwykle urokliwa. Powrót taksówką, 25km za 500rubli na 5 osób. Siup do pociągu, i wracamy do Piatigorska. Na koniec jeszcze coś po pociągach, i o życiu. Wagony ładne, czyste, z klimatyzacją, której nie włączyli niestety. Nad drzwiami popsuty wyświetlacz, pokazujący +93 stopnie Celsjusza. Z początku nas to śmieszyło, lecz nocą gdy z gorąca zasnąć nie można było, zaczęliśmy zastanawiać się, czy przypadkiem nie blisko mu do rzeczywistych wskazań. Oczywiście stare raszple nie pozwoliły uchylić okna, bo będzie przeciąg i je zawieje. Różne są „progi” uznawalności człowieka za starego, lecz chyba najbardziej jaskrawym ich przykładem jest zamykanie wszędzie okien i siedzenie przy ograniczonym dostępie tlenu z obawy przed ruchem powietrza.

Read Full Post »

Pobyt w Rosji daje możliwość uczestniczenia w prawdopodobnie najdłuższej majówce na świecie. Zaczynami pierwszomajowym dniem pracy a kończymy Dniem Zwycięstwa 9 mają. Plus 10 maja na leczenie kaca. Nasza majówka rozpoczęła się wyjazdem do Osetii Północnej na Dzień Pracy, a zakończy wizytą w Noworossijsku, mieście-bohaterze ZSRR, na obchodach Dnia Zwycięstwa.

Osetia. Moim skromnym zdaniem punkt obowiązkowy wizyty na Kaukazie. Rewelacyjny Władykaukaz, przepiękne góry i niezwykle bogata kultura w połączeniu ze smaczną kuchnią narodową, powodują, że można by ograniczyć swój pobyt jedynie do tej republiki.

Dojazd z Piatigorska zapewnia kilka regularnych kursów autobusowych każdego dnia. Koszt to 250 rubli. Niestety nasz Ikarus zepsuł się w Nalczyku, stolicy Kabardo-Bałkarii i przyszło nam czekać na marszrutkę. Pieniędzy za bilet nam nie zwrócono, gdyż zakupiliśmy go w kasie. Gdyby po ludzku dogadać się z kierowcą i bilet kupić u niego, takich problemów by nie było. Pozostałym pasażerom zwrócił różnicę, 150 rubli, a my owe ruble byliśmy w plecy. W oczekiwaniu na transport udaliśmy się do bazy straży granicznej położonej niedaleko dworca, aby dowiedzieć się o miejscach wchodzących w strefę przygraniczną. Jak się okazuje, jest ona dosyć odległa, obejmuje większość dolin i przełęczy Przyelbrusia a na zezwolenie od FSB przychodzi czekać obcokrajowcom do 60 dni. Ci, którzy planują przyjazd na Kaukaz, lepiej niech skontaktują się ze schroniskiem do którego się udadzą, aby oni załatwili wcześniej zezwolenie. Poza strefą przygraniczną, obowiązuje jeszcze tzw. strefa reglamentowanego przebywania obcokrajowców, która np. obejmuje prawie całą Północną Osetię, poza Biesłanem, Władykaukazem, Alagirem i Ardonem i głównymi drogami krajowymi. Przepustkę do stref reglamentowanych wydaje FSB lub FMS.

Wsiedliśmy w marszrutkę, i udaliśmy się do Władykaukazu. Marszrutka kosztuje 150rubli, i jedzie jakieś 1.5-2h. Znalezienie noclegu we Władykaukazie jest proste, albo jedziemy do hotelu i płacimy minimum 800rubli, albo szukamy babuszek i płacimy ok 250-300 rubli. Warto zapytać na dworcu kasjerek, gdyż one często wynajmują pokoje kierowcom autobusów międzymiastowych. Gdy zaś nasz budżet jest ograniczony, albo targujemy się ostro, albo jedziemy na stary dworzec, tzw. puszkiński, na ulicy Puszkina 49 i tam w hostelu dla kierowców czynnym od 18 do 8.30 płacimy 300rubli za dwuosobowy pokój. Prysznica czy wanny brak, ale jest wspólny kibel i umywalnia.

Z puszkińskiego dworca odjeżdżają autobusy do interesujących nas miejsc. Autobus do Fiagdonu (relacja do Harisdżyn) mamy o 9.30, 14.20 i 18.30. Bilet kosztuje 41 rubli i jedziemy za tą kwotę 1.5h. Po drodze mijamy pomnik „7 żurawi” na cześć rodziny, która w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej straciła 7 synów. Wysiadamy 4km przed Fiagdonem, w miejscowości Dziwgis, aby zobaczyć najstarszą cerkiew w Osetii im. Świętego Jerzego, pochodzącą z końca XII wieku. W wiosce tej mieści się również warownia w skale, mogąca pomieścić do 300 żołnierzy, która strzegła dostępu do dalszej części doliny, jako że jest to jej najwęższe miejsce. W Dziwgisie zatrzymał się pochód wojsk Tamerlana. Mimo kilku dni oblężenia, nie udało im się przedostać dalej. W cerkwi spotkaliśmy jej opiekuna, który poczęstował nas wódką oraz, jako że nie było zagryzki, osetyńśkim piwem. Piwo to z koloru przypomina guinnessa, ze smaku kwas z dodatkiem miodu. Zostaliśmy zaproszeni na 18 czerwca, gdyż wtedy ma miejsce jedno ze świą patrona Osetii, pielgrzymów, kowali, żołnierzy oraz innych skautów, czyli św. Jerzego. Podczas obchodów zarzynane są barany, warzone piwo, pieczone osetyńskie placki, rozlewana wódka i inne atrakcje. Postaram się wybrać w tym okresie do Osetii, i innym też polecam, choć warto zachować ostrożność pewną. Osetyjczycy są niezwykle gościnni, i na wspólne picie wódki zapraszają bez chwili zastanowienia. Jest jednak wśród młodzieży taka tradycja, świadcząca o gościnności. Otóż, tak jak i na naszych wiejskich dyskotekach, przeważnie spotkanie kończy się bijatyką. Jednak Osetyjczycy to naród stary, o wysokiej kulturze i poszanowaniu przybysza, więc gość dostaje prawo wybrania sobie przeciwnika. Ot po prostu siedzimy sobie, i w pewnym momencie starszy przy stole pyta nas, z kim chcielibyśmy się napierdalać. A przed nami grupa młodzieńców, wszyscy wysportowani (przed każdym domem w górach obowiązkowo drążek do podciągania) i z niecierpliwością czekają na twoją decyzję. Wybieramy jednego, najczęściej dostajemy wpierdol i wracamy do stołu aby wypić za naszą odwagę, bo w końcu się zdecydowaliśmy na ten desperacki krok i kolejka nam się należy. Poza tym trzeba zdezynfekować pękniętą wargę. Niestety nie pamiętam nazwy miejscowości, ale jest w Osetii takie miejsce, które szczyci się największą na świecie ilością olimpijczyków przypadającą na jednego mieszkańca. Ma się rozumieć nie są to curlingowcy, lecz sztangiści, zapaśnicy itp. Postaram się popytać znajomych, co by ci którym wspinaczka czy narty na Kaukazie nie wystarczają, mogli zaznać czegoś bardziej ekstremalnego.

Po Dziwgisie pospacerowaliśmy do Fiagdonu. Po drodze mijamy pierwszy na świecie pomnik Lenina i jeden z wielu w Osetii pomników Stalina. Jest tam kilka sklepików w których można znaleźć informacje o noclegu, jest piekarnia osetyńskich placków, biblioteka, której pracownica jednocześnie dorabia jako przewodnik i może zabrać nas do najwyższego wodospadu w Europie (od końca czerwca do połowy sierpnia, strefa przygraniczna). Na wzgórzu położonym powyżej Fiagdonu znajduje się najbardziej urokliwy aul (wioska) Kaukazu, Cmyti. Spacer do niego zajmuje pół godziny, a spędzić w nim chciało by dużo więcej. W górę rzeki Fiagdon znajduje się kolejna wioska, w której znajdziemy nowo pobudowany klasztor i cerkiew z końca XIX wieku. Czekamy na jedyny autobus jadący do Dżimury przez Dargaws, który zatrzymuje się w centrum Fiagdonu o 18.00. Za 10 rubli kierowca podwozi nas do Dargawsu, drogą przez przełęcz na wysokości 1800mnpm, historycznego miejsca o światowej sławie (choć zapewne nikt z was o nim nie słyszał…). Znajduje się tam „miasteczko martwych”, czyli kilkadziesiąt grobowców z kamienia wzniesionych w charakterystycznym dla nekropoli Osetii stylu. Dobrze przed wejściem na jego teren jest zapytać się któregoś ze starszych mieszkańców o zgodę. Niby nie trzeba, ale przy okazji można nieraz wysłuchać ciekawej opowieści. „Miasteczko martwych” powstało gdy w Osetii szalała dżuma czy inna cholera. Zarażeni ludzie wiedzieli, że umrą więc całymi rodzinami przenosili się do „miasteczka martwych”. Wchodzili do grobowców zabierając ze sobą tyle jedzenia, aby starczyło do śmierci oraz instrumenty muzyczne. Następnie wejście było zamurowywane, a zostawiano jedynie małe okienko dla dostępu powietrza. Mieszkaniec Dargawsu opowiadał nam, jakie uczucia musiały targać jego przodków, gdy słońce zachodziło nad doliną, a z „miasteczka martwych” dochodziła muzyka z kilkudziesięciu zamurowanych grobowców a wraz z upływem czasu coraz mniej instrumentów grało w tej specyficznej orkiestrze. Nocleg w Dargawsie znaleźliśmy w bazie turystycznej „Kahtisar” położonej w dół doliny zakończonej małą zaporą rzeczną, w odległości 5km od Dargawsu. Baza rozpoczyna swoją działalność 20 czerwca, lecz mieliśmy szczęście, gdyż teraz spali w niej robotnicy budujący daczę dla jednego z ministrów Osetii. Gospodarz zdziwiony nieco naszą obecnością, wziął łom, otworzył zabite gwoździami drzwi do jednego z domków, poczęstował mlekiem i chlebem (nie zdążyliśmy do dargawskiego spożywczaka) i za darmo pozwolił się przespać. Baza jest typu „letniego”, co przy nocnych przymrozkach dało o sobie znać. Jak poinformowali nas lokalni mieszkańcy, zima w tym roku była wyjątkowo sroga. W poprzednich latach ziemniaki i kapustę sadzili już w marcu, a tu początek maja i nici z działkowania. Tak samo góry jeszcze ośnieżone, a zazwyczaj już trawa się zieleniła na nich. Wstaliśmy przed siódmą, jako że z powrotem w stronę Władykaukazu jedzie tylko jeden autobus o godzinie 9.00 z centrum Dargawsu. Po drodze ze schroniska warto zajść do ruin fortyfikacji strzegącej dawniej wejście do doliny. W Dargawsie również jest kilka wież strażniczych, w tym jedna wysoka na 15 metrów. Zgodnie z tradycją, każda rodzina powinna postawić wieżę, a czym bogatsza rodzina, tym wieża powinna być wyższa. Wieże niczego już nie strzegą, lecz wieży strzegą całkiem spore psy, jako że wokół wież znajdują się normalne gospodarstwa rolne. Poza tym w Dargawsie znajdziemy pomnik Stalina, pocztę, sklepik otwierany o 11.00 i piekarnię.

W czwartek wyjechaliśmy z Piatigorska, w piątek rano z Władykaukazu, do Władykaukazu wróciliśmy w sobotę, do Piatigorska w niedzielę rano. A to udało się nam zobaczyć:

Read Full Post »