Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2010

Trzeba się bać?

Anna, jedna z hiszpańskich studentek, kończy za tydzień swoją przygodę z Kaukazem i wraca na półwysep iberyjski. Dobra z niej dziewczyna, więc postanowiła w piątek zorganizować pożegnalny wieczorek. Idea bardzo słuszna, lecz jak to często z hiszpańskimi imprezami w Rosji bywa, trochę zawiodło wykonanie. Oczywiście dziewczęta zrobiły się bardzo ładnie i oprawie graficznej niczego zarzucić nie mogę. Jednakowoż na stole znalazły się chipsy, czekoladki, wafelki … a na to wszystko jedynym płynem było szampanskoje (jak można wpaść na pomysł, żeby kupić po butelce na głowę?). Zestaw zabójczy dla żołądka, więc postanowiłem iść swoją drogą, i na oczekiwanie czy aby impreza nie przekształci się w coś ciekawszego, zakupiłem 5 piw, a gdyby tak się stało, to w lodówce pół litra spokojnie wśród mrożonek Hortexu sobie leżało. Tak sobie siedzę, piję, obserwuję, aż tu nagle godzina 23.00 i pada pomysł, że skoro już tacy wszyscy wystrojeni, to może władujemy się w taksówki i może do klubu pojedziemy, może do Versi pojedziemy? Może czy na pewno? Na pewno. Ale przecież w Versi w piątek striptizu nie ma, w Crazy Lilly jest. No tak, ale my chcemy do Versi. Szybka piłka, i postanowiłem że jednak nie ma sensu tracić kasy na klub bez striptizerek. Nick też podjął taką decyzję, i gdy reszta prasowała koszule, my spokojnie się dopijaliśmy. Szum na korytarzu, wszyscy się zbierają i znikają za drzwiami. Mija pół godziny, szum na korytarzu, wszyscy wracają. Trafiło na najgorsze portierki z całego zestawu, żadne płacze i zgrzytanie zębów nie pomogły. Grupa dzielnie musiała odstąpić od ataku, wycofać się na z góry upatrzone pozycje, i skończyć picie w akademikowej kuchni. Władze uniwersytetu nie pozwalają na narażanie bezpieczeństwa studentów. Trochę żal Anny i innych hiszpanek, gdyż poświęciły dużo czasu i kosmetyków na ten wieczór, a skończyło się na korytarzowym piciu wódki. Piejmy dzielnie, wszyscy weseli, jest dobrze. Alberto już ledwo co trzyma się na nogach, postanawia odpocząć w swoim pokoju, i znika nam z oczu. Mija kilka chwil, krótki przegląd pokoi ujawnia, że Alberto nie znalazł swojego pokoju, i leży na podłodze u Sandry. Coś sobie bełkocze radośnie, sielska atmosfera, bardzo przyjemnie. Aż tu nagle na kuchni pojawia się Rufik z dwiema lokalnymi dziewczętami, które domagają się od Alberto przeprosin, w przeciwnym wypadku zostanie wykonany telefon do Timura (ten co z Pumbą się trzyma?), i Alberto w najlepszym z możliwych światów dostanie po mordzie, w tym trochę gorszym znajdzie się 6 stóp pod ziemią. Okazało się, że Alberto dotarł dwa piętra niżej, i gdy zobaczył Rufika rozmawiającego z dwiema dziewczętami, podszedł chwiejnym krokiem, pogratulował faktu, że Rafael dziś będzie posuwał nowe szljuchy, i zawrócił na imprezę aby walnąć się na podłodze. Osetyjka i Adygejka poczuły się wrzucone w rolę prostytutek, próby usprawiedliwienia Alberto przez Rufika nie pomogły i dziewczęta wyruszyły uzyskać przeprosiny. Alberto niestety całej sytuacji nie pamiętał, przeprosić nie chciał, odżyły stare francusko-hiszpańskie spory i zaczął się burdel. Hiszpanki po stronie Alberto, lokalni po stronie Rufika, Dawid pije wódkę i zastanawia się nad Timurem. Cała ta sytuacja odmłodziła mnie bardzo, gdyż powróciły wspomnienia z podstawówki, gdy to straszyło się kolegów starszym bratem lub kuzynem, którzy to w najgorszym przypadku byli już w 8 klasie, i praktycznie byli bezkarni w podstawówkowym półświatku. Niestety nie miałem starszego brata ani kuzyna, więc to raczej mnie straszono. I teraz, gdy jest się na studiach, a właściwie to Alberto jest, bo ja sam nie wiem gdzie jestem, przychodzą dwie dziewczynki i straszą Timurem. Alberto powinien przeprosić, i przeprosił w końcu, więc Timura nie zobaczyliśmy na oczy. Lecz co gdyby inaczej potoczyły się wydarzenia? Schemat sytuacji bardzo dziecinny, podstawówkowy, ale czy przeniesiony na Kaukaz? Jak jeden z zaprzyjaźnionych Inguszów powiedział, chłopaki często szczycą się tym, że nie najpierw działają, a potem myślą, lecz jedynie działają. Dostęp do broni powszechny, zresztą w zeszłym roku mieliśmy już jakiegoś innego Timura biegającego z pistoletem po akademiku w poszukiwaniu Damiena, który zaprosił jego dziewczynę i jej koleżanki na korytarzową imprezę. Pewien Osetyjczyk powiedział mi kiedyś, że boi się tylko dwóch rzeczy na Kaukazie, Boga i noża. Wiele jest w takiej gadaninie przechwałek, wyolbrzymiania, straszenia co bardziej gorącokrwistymi nacjami Kaukazu… ale gdzie ziarnko prawdy? Jeszcze raz: jak głupi mógłby okazać się Timur? Na ile takie groźby są spełnialne? Trudno powiedzieć. Kłótnie, spory, sprzeczki trwały ze trzy godziny, Rufik się popłakał, grupy się pokłóciły, burdel straszny. Z Nat’ikiem rozdzieliliśmy zainteresowanych, zabraliśmy Rufika i dziewczęta do mojego pokoju, przyniosłem kieliszki i wódkę na uspokojenie (krwa, Dębowa z Polski poszła na łagodzenie sytuacji……). Dziewczęta trochę ochłonęły, przyjęły przeprosiny Alberto…no właśnie, wracając do Timura i tego czy strach ma wielkie oczy. Przyjęły przeprosiny, jak same powiedziały, między innymi dlatego, że gdyby kierowniczka dowiedziała się, że komuś groziły pobiciem lub zakopaniem na peryferiach Piatigorska, prawdopodobnie zostały by usunięte z akademika. Możliwe, że taka gadanina nie zawsze jest dziecięcymi przepychankami o władzę nad podstawówką, a Timur to wcale nie Buka czy Chupacabra. Z kobietami lepiej ostrożnie panowie podróżnicy, zwłaszcza gdy mają znajomego Timura. I jeszcze jedno stare dobre, wspominane już, lecz zawsze aktualne i warte powiedzenia przysłowie: ciszej jedziesz, więcej przejedziesz:) czus

Read Full Post »

Pomysł

Wielokrotnie w wywiadach z twórcami przemysłu filmowego możemy przeczytać, że na pomysł danego dzieła naprowadziło ich samo życie. Czasami i ja mam podobne przebłyski artystycznego geniuszu, choć przeważnie fabularnie wychodzą pornosy. Wspomniałem wczoraj o obchodach rocznicy zniesienia Leningradu i głodzie. Dziś w „Piatigorskiej Prawdzie” była przypomniana jedna z historii oblężenia Miasta-Bohatera, która wprost prosi się o sfilmowanie, i spełnienia tej prośby zapewne się doczekała, choć ja nigdy z nią się nie zetknąłem.

Blokada Leningradu trwała od 8 września ’41 do 27 stycznia ’44. W ciągu tych 900 dni zginęło prawdopodobnie 800 tyś osób, z czego 640 tyś pochowanych jest na jednym cmentarzu, Piskariewskim. Tylko 3% z nich zginęło od bombardowań i ostrzału artyleryjskiego, 97% umarło z głodu. I o głodzie w pewnej naukowej instytucji warto wspomnieć. Pomimo tego, że chyba co druga gazeta w Rosji nazywa się „Prawda”, to o Prawdę czasami trudno. I nasza historia może nie mieć wiele z nią wspólnego. Choć plus tego taki, że ekranizacja wtedy jest łatwiejsza.

W Leningradzie znajdował się Wszechzwiązkowy Instytut Roślin Uprawnych. W jego magazynach przechowywano kilka ton próbek poddawanych badaniom nasion różnych roślin, wyselekcjonowanych  pod kątem najlepszych plonów. W czasie 900 dni, jak mówi miejska legenda, nie wzięto ani jednego ziarna. Spośród pracowników instytutu, 28 umarło z głodu podczas Blokady. Historia ta stawia wiele pytań. Kto pilnował pracowników? Jakie to uczucie umierać z głodu leżąc przy kilku tonach potencjalnego chleba? Czy jest możliwe, aby dobrowolnie umrzeć za przyszłościowe wysokie zbiory w Kołchozach? Jaka atmosfera panowała w instytucie?
pozdrawiam

Read Full Post »

Minął tydzień

Minął tydzień. Co nowego w Rosji?

Złożyło się tak, że większość poprzedniego tygodnia poświęciłem na dwie rosyjskie rzeczy, język i picie. Z czego ta druga czasami wydaje się na Kaukazie nie aż tak rosyjska, albo Kaukaz taki nie jest. Plus spacerowanie po okolicy, dla zdrowia.

Powodów dla świętowania było wiele. Po pierwsze, mój przyjazd. Nie pamiętam zbyt wiele. Następnie przyjechali Hiszpanie. Tutaj pamiętam już więcej, ale nie warto było sobie głowy zapychać wspomnieniami z tej nocy. Nuda. Kolejny dzień, to przyjazd Nicolasa, studenta filologii rosyjskiej i historii z Oxfordu. Były obawy, że Nick nie pije, ale szybko zostały rozwiane i można było uczcić jego przyjazd. Jakby tego było mało, okazało się, że Piatigorsk stał się centrum nowo utworzonego Północno-Kaukaskiego-Okręgu-Federalnego. Wcześniej razem z Rostowem, Krajem Krasnodarskim byliśmy ze swoim Krajem Stawropolskim w Południowym Okręgu, ale jako konsekwencję grudniowego orędzia Miedwiediewa o zaprowadzeniu porządku na Kaukazie wrzucono do jednego, mniejszego worka Dagestan, Inguszetię, Czeczenię, Osetię-Alanię, Karaczajo-Czerkiesię, Kabardyno-Bałkarię i Stawropolski Kraj. Na gubernatora oddelegowali do nas piastującego to samo stanowisko wiceministra z Krasnojarska. Wydarzenie dość ważne dla Piatigorska, gdyż zdaniem przechodniów ściągnie do nas podwyżkę cen i ewentualne zamachy. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie za zdrowie nowej „stolicy” wypiliśmy.

Tygodniówkę zakończył Dzień Studenta, czyli Dzień Świętej Tatiany czyli rocznica założenia Uniwersytetu im. Łomonosowa w Moskwie. Na naszym PGLU trochę koncertów, plakaty…pomyślałem, że styczniowe Juwenalia. No to heja do monopola i spożywczaka. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że akademik wcale nie spływa alkoholem, nikt nago nie lata po korytarzach, a stado pijanych studentów wcale nocą nie próbuje się przedostać przez portiernię. Trzeba było ratować reputację braci studenckiej i wprowadzić tradycyjne elementy zabawy. Rosjanie z zazdrością w oczach słuchali o juwenaliach trwających kilka dni, i do tego w maju. Punkt dla Polski. Trzeba jednak sobie radzić na obczyźnie kulturowej. Było więc rzucanie się śnieżkami na korytarzu i w kuchni, było pokazywanie dupy ochroniarzowi, było wymiotowanie (Nick do zlewu, kibla i na korytarz, Rafael-Rufik pod prysznic, Tony – nie wiem gdzie), było odlewanie się do zsypu na śmieci (wykonawca – Ramez, pomysł – mój). Były i chwile grozy, gdy wydawało się że alkoholu brakuje. Na szczęście mój umysł był na tyle trzeźwy, że przypomniałem sobie o litrze schowanym na czarną godzinę. Powitano mnie oklaskami…

Jednak nie tylko czas karnawału i błaznów mieliśmy. Silne opady śniegu i mrozy (jak na Piatigorsk) powodowały przerwy w dostawach prądu, więc chwilami łączyłem się w bólu z mieszkańcami południowej Polski. Pod naporem śniegu co chwila słychać łamiące się drzewa w parkach, zrywają się linie, w Czeczenii 30 tyś ludzi bez prądu, zamknięto połączenia drogowe z Osetią Południową z powodu zasp i zagrożenia lawinowego. Aby jednak w mrozy rozgrzać serca obywateli, w wielu miastach Rosji wygoniono urzędników na obowiązkowe trzygodzinne odśnieżanie terenu wokół budynków rządowych. Wydawano łopaty, rozdawano ciepłą herbatę, i w pieriod:) Godna naśladowania decyzja.

Wczoraj obchodzono w Polsce rocznicę wyzwolenia Oświęcimia. Powiedzieć warto, że święto było zauważalne w prasie i telewizji rosyjskiej. Każdy kanał miał materiał z uroczystości, wywiady z więźniami, emitowano filmy dokumentalne. Należało ono do głównych tematów dnia. Zauważono także historię psa dryfującego na krze po Zatoce Gdańskiej, ale żadnych kynologicznych filmów dokumentalnych nie uświadczyłem.

Wczoraj w Rosji obchodzono także rocznicę zakończenia Blokady Leningradu. Wydarzenie to w czasie 900 dni przyniosło ze sobą według nieoficjalnych danych ponad milion ofiar; bombardowań, mrozu, głodu, czasami kanibalizmu. W wywiadzie dla kanału rosyjskiej telewizji weteranka wspominała zimę ’42, gdy to Naziści zbombardowali skład żywności, i ludzie byli zmuszeni zbierać ziemię wymieszaną z cukrem i masłem aby zrobić z tego „zupę”. Można odnieść wrażenie, że używane przez massmedia na przerwę w dostawie prądu na południu Polski słowo „tragedia” znalazło by w nie tak dawnej historii bardziej adekwatne desygnaty.

Na koniec coś o klimacie, mroźnym i tym mniej. Otóż wczoraj w telewizji wyemitowano krótki skecz-pouczenie nt. zmian klimatycznych. Weszła w eter pani pogodynka, i zaczyna opowiadać o globalnym ociepleniu. Pokazuje na Moskwę, a tam +2. Pokazuje na Jakuck, Nowosybirsk i okolice, a tam -25. Jaka tego przyczyna? Otóż „powszechnie wiadomo, że zakąska odejmuje „gradusy”, w Moskwie zakąszają i mają globalne ocieplenie, a na Syberii żyją prawdziwe mużyki,  nie zakąszają, i jest stara dobra zima”. Jako że pora obiadowa się zbliża, więc może warto w Polsce coś przekąsić?

Read Full Post »

Krótki opis drogi powrotnej napisany z lekkim opóźnieniem spowodowanym przerwami w dostawach prądu (pozdrawiam południe Polski), i faktem, że chyba informacja o podwyżce cen wódki w Rosji na Kaukaz jeszcze nie dotarła.

Piątek-Poniedziałek. Droga do. Na starość człowiek robi się bardziej leniwy niż może przypuszczać, i decyzje które podejmuje jego samego mogą zaskoczyć. Wybrałem sobie tak rozleniwiający, i niegwarantujący żadnych emocji rozkład jazdy, że gdyby nie wypity alkohol, nie było by kogo obwinić za brak ekscytujących wspomnień z podróży. Trasa wyglądała tak: PKP z przesiadką w Kutnie do Warszawy, PKS Ukraina do Lwowa, Ukraińska Żeleznica do Rostowa Pierwomajskiego, RZD do Piatigorska. Podczas tego przejazdu kombinowanego zwróciłem jednak swoją uwagę ku kilku rzeczom, i być może warto o nich napisać.

Z nastawieniem na gorzej niż lepiej broni się post-strukturalistyczna filozoficzno-socjologiczna koncepcja aktora-sieci rozwijana przez Bruno Latoura i spółkę. Interakcja między komunikującymi się w społeczeństwie „aktorami” to nie tylko rozmowa między dwojgiem czy grupą ludzi, lecz także uczestniczące w niej techniczne środki przekazu, podłoże kulturowe, jednym słowem, chyba wszystko. Wspomnianymi przeze mnie aktorami nie-ludźmi były dworce, autobusy i pociągi. Tworzą one sieć zdolną przenosić nas w dane miejsce zanim tam dotrzemy. Za oknem pociągu jeszcze Kutno, lecz przed oknem już młode ukraińskie małżeństwo jadące do Warszawy, językowo przenoszące mnie już do dworca we Lwowie, a ze względu na dużą diasporę ukraińską na Kaukazie, i dalej. W Warszawie Zachodniej w oczekiwaniu na autobus do Lwowa postanowiła mi potowarzyszyć koleżanka zamieszkująca naszą stolicę, i przy okazji pokazać lokalny punkt sprzedaży piwa beczkowego. 10 złotych za piwo stworzyło sieć której odnogi sięgały moskiewskich przybytków, lecz na szczęście ta gałąź okazała się martwa, a mnie czekał Lwów z hrywną po 28 groszy i piwem na dworcu po 2zł. Wsiadłem w autobus i udałem się na ten trochę tańszy Wschód. Autobus nie jest zbyt dobrym sieciotwórcą. Niewygodnie, kibel zamknięty…niby jakieś sieci są tworzone, lecz dobrze by się stało, gdyby bardziej rozległe niż 100km i wycieczki klasowe w podstawówce nie były. Na granicy problemów żadnych, zarówno po polskiej jak i po ukraińskiej stronie. Szybka kontrola, mała przerwa na kawę i dalej na Lwów. Do Lwowa dotarliśmy o 5.40 rano. Poza nieludzką godziną przywitała nas temperatura -16 stopni. Ni to czas ni pogoda na zwiedzanie. Bagaż do przechowalni, siebie do poczekalni dla VIPów (3hrywny za godzinę, ale raczej płaci się tylko za pierwszą), sobie piwo i średniowygodną ławeczkę do spania. Z pomocą alkoholu udało się przespać do 11. Do odjazdu pociągu pozostały jeszcze cztery godziny więc mała wizyta w kantorze, i na szybki spacer po mieście. W centrum zimno, ładnie, stragan z grzanym winem i miodem. I znów sieć – zrobiło się cieplej i ładniej…jakże to wszystko powiązane, i przemysł spirytusowy, i poczucie piękna, i poczucie zimna. Powrót na dworcowy bazar po zapasy na dalszą drogę, i w drogę. Dzięki korzystnemu kursowi hrywny podróż do Rostowa minęła szybko i minęła prawie niezauważenie. To „prawie” było spowodowane trzema kobietami. Pierwsza, miła 18letnia blondynka z kuszetki obok i Majkopu tylko sobie dobrze wyglądała. Druga, z kuszetki nade mną, mniej ciekawa jeśli chodzi o kategorię ‚video’, lecz już dużo bardziej ciekawa jeśli chodzi o ‚audio’, gdyż głuchoniema. Trudno mi rozciągać tą obserwację na inne osoby, lecz czy gdy siebie nie słyszymy nie jest tak, że wydajemy z siebie dużo więcej dźwięków niż przeciętnie? Sapania, pochrząkiwania, wzdychania, jęki, siorbania, mlaskania, cmokania i inne onomatopeje tworzyły ścieżkę dźwiękową do dokumentu o domu starców lub pornosa. A teraz proste rozumowanie. Skoro były dla niej w pewien sposób niezauważalne, więc można przyjąć że naturalne. Skoro są naturalne, to na którym etapie są eliminowane? Przy doborze naturalnym przy pomocy tygrysów szablozębnych i niedźwiedzi jaskiniowych czy może później, gdzieś w momencie wyrzucania z lekcji za przeszkadzanie nauczycielce czy babci przy stole? I inne pytanie, jak odróżniać pierdy-cichacze od tych udźwiękowionych? Zwieracz staje się wrażliwszy? Wszystko to bardzo ciekawe…

Trzecia kobieta, najstarsza z nich, ale sieć i tak najsilniejszą stworzyła. Idę sobie do kibla, patrzę, a tu chłopak z którym jechałem po Ukrainie pociągiem w grudniu, gdy do Polski wracałem. Miesiąc później, setki tysięcy przewiezionych pasażerów, a my spotykamy się w tym samym wagonie. Krótka rozmowa, podczas której powiedziałem że jadę do Piatigorska, a tutaj babuszka z kuszetki obok włącza się do rozmowy, i pyta, czy nadal stowarzyszenie Polonii działa w mieście-kurorcie. Lekkie zdziwienie, poczucie tworzonej sieci, i zagłębienie się w rozmowę. Pani wracała do swojego rodzinnego miast na rosyjskim wybrzeżu Morza Czarnego od swoich rodzinnych córek, które aktualnie mieszkają w Polsce. Jedna z nich 10 lat temu zakończyła mój obecny uniwersytet, współpracowała z polskim stowarzyszeniem. Proszę bardzo, tak sieć daleko się zarzuciła, a tu jeszcze terytorium Ukrainy. Zarzuciła się na Wschód, aż do Piatigorska, lecz zarzuciła się i na Zachód, aż na Kujawy. Babuszka opowiadała mi o swoich córkach, jak to się cieszy, że wróciły w objęcia języka polskiego, i jak to się nie cieszy, że mieszkają na Dolnym Śląsku, bo to przecież ziemie niemieckie. W życiu nie ma nic pewnego, i wolałaby widzieć je na „ziemiach polskich, a nie u Niemców”. Do tego jedna z nich w dzień wyjazdu babuszki kupiła działkę nad Bałtykiem, i nie wiadomo, czy aby przypadkiem również nie w niemieckiej Polsce. Do tego wspomnieliśmy poprzedniego rektora, który wedle towarzyszki podróży był Żydem. Wspomnieliśmy i obecnego, lecz niestety nie mogłem pomóc w określeniu przynależności, czy to po nazwisku, czy to po nosie. Jak już wspominałem, sieć zarzuciła się z powrotem w tej rozmowie aż na Kujawy, do mojego antysemickiego i antyniemieckiego dziadka. Zawsze to sympatyczniej gdy wiadomo że nigdy za daleko od domu nie odejdziemy. Obiecałem pozdrowić wszystkich, i rozstaliśmy się w familiarnej atmosferze. Granica z Rosją przekroczona bezproblemowo, poza faktem, że karteczki migracyjnej mi nie oddali i musiałem gonić pograniczników. Bez niej ni registracji, ni pozwolenia na pograniczną strefę, ni pieniędzy które poszły by na mandat, po prostu ni chu ja.

Tkwiąc jeszcze w lobotomii spowodowanej trzydniowym tuk-tuk kół wagonu i zakupionym alkoholem wysiadłem w Rostowie. Nie był to planowany przeze mnie Rostów Główny, a planowany przez rosyjskich kolejarzy Rostów Pierwomajski. Stacja godna miejscowości do 10 tysięcy mieszkańców, ciemno, zimno i do dworca głównego chuj wie jak daleko. Wiedziałem za to, że na przesiadkę mam godzinę i 10 minut. Patrzę, a tu ludzie z walizkami gdzieś biegną. Zimno, więc i ja z nimi postanowiłem pobiec. Zawsze raźniej. Tym bardziej, że gdy zawsze spóźniałem się na pociąg, to naturalną reakcją był bieg. W Rosji nie mogło być inaczej. Biegniemy tak po kładce, później do dworca, przy dworcu rzuciłem zapytanie do taksówkarza ile do dworca, odrzucił, że 500 rubli, więc ja rzuciłem się dalej ku biegnącemu tłumowi. Pani z którą biegłem powiedziała, że ów bieg nie jest bezcelowy, i biegniemy właśnie na autobus numer 98, który zawiezie nas na Dworzec Główny, zarówno kolejowy, jak i autobusowy – ulokowane są naprzeciwko siebie. Podbiegamy na przystanek, dwa autobusy stoją. Próbujemy do pierwszego, zamknięty. Kierowca mówi, że ten z tyłu jedzie. Idziemy do drugiego, też zamknięty. Kierowca otwiera okienko, i stwierdza że mu się nie chce jechać. Z powrotem do pierwszego, przekazać tą radosną nowinę. Wychodzi, z autobusu, podchodzi do kolegi, stwierdza niechęć do podróży za zgodną z rzeczywistością, wraca, otwiera nam drzwi i jedziemy. Bilet 14 rubli, bagaż 14 rubli. Czas przejazdu niezakorkowanym miastem 20 minut. Dworzec Główny w Rostowie bardzo ładny, dobrze utrzymany i czysty. Na wejściu milicjanci i bramka wykrywająca, ale nie wiem co. Od czasu do czasu wyrywkowe kontrole. W pociąg wsiadłem pół godziny przed odjazdem, pełen energii, o dobrze dotlenionym mózgu i chęci napicia się. Krótkie spojrzenie na skład wagonu, i znów sieć. Nieustannie od wejścia do pociągu w Bydgoszczy średnia wieku w środkach transportu spadała, a pociąg z Rostowa do Piatigorska już zapowiadał czekające na PGLU 4000 tysiące nastoletnich studentek. Pozdrawiam

Read Full Post »